Kategorie
własne

Woda

Jedyne, co trzyma mnie dzisiejszego dnia o zdrowych zmysłach to to, że zaraz sobie pójdę pod cieplutki, wymarzony prysznic.
Wyobraź sobie teraz, że jesteś człowiekiem. Nie jest to trudne, no nie?
Przecież jesteś człowiekiem… Ciii. WYobraź sobie, ze jesteś zwykłym, szarym, nie wiele znaczącym dla swiata człowieczkiem. Absolutnie nic nie wychodzi Ci dzisiejszego dnia. Jedyne, co Ci teraz przychodzi do głowy, by się odprężyć to to, by pójść pod prysznic…
Jesteś na miejscu. Idealnie ciepła woda spływa po Twoim ciele, zmywając wszelkie troski dzisiejszego dnia. Spływa do ścieku. Tam, gdzie wszystkie troski być powinny. Czujesz się niesamowicie orzeźwiony. Jesteś teraz sobą.
Lecz teraz do głowy wpada Ci pytanie. Kim właściwie jesteś?
Czy informatykiem, dla którego rozpracowanie, w jaki sposób klango łączy się z forami nie sprawia żadnego problemu?
Czy raperem, który następnego dnia znow jedzie do studia, by dać swoim fanom nowy track?
Czy budowlańcem, który następnego dnia znów z niechęcią pojedzie do pracy, gdzie przez całe 8 godzin będzie harował w pocie czoła tylko po to, by zapewnić swej rodzinie godziwy byt na tym paskudnym świecie?
Czy masażystą, który od samego rana, przez kilka godzn będzie masował pacjentów z różnymi problemami, za co będzie trzepał gruby hajs, ale wcale go to nie będzie cieszyło?
Czy Neurohirurgiem, który dzisiejszego dnia wykonywał zabieg usuwania guza mózgu, który nie powiódł się tak, jak miał się powieźć?
Czy nauczycielem, który następnego dnia znów będzie musiał użerać się z niczego nie chcącymi nauczyć się gówniażami, którzy nawet Ci nie podziękują później za jakimś cudem zdobytą wiedzę?
Czy urzędnikiem, który od samego rana następnego dnia znów będzie siedział w papierach, nudząc się niemiłosiernie?
Czy policjantem z drogówki, który od samego rana będzie łapał pijanych kierowców, trzepiąc hajs na mandatach?
Jestem sobą. W zasadzie to nie wiesz, kim jesteś. Jedyne co teraz wiesz to to, że nic tak nie koi nerwów jak ciepła woda, spływająca po Twoim ciele.

Kategorie
własne

Czy leci pan do Edynburga?

Witajcie moi czytelnicy, czytelniczki… O ile jakieś są w nowym wpisie na blogasku.
Chciałbym wam tu może po krótce skreślić, jak tam mój wczorajszy rzewóz jeżdżących po asfalcie samolotem przebiegał.
Otóż… Pojechałem sobie do Przedchwila poprzedniego dnia, gdyż nie chciało mi się tłuc z Lasek na Modlińskie lotnisko. Zjadłem sobie obiad, zajęło mi to pół godziny… Ale zjadłem. Następnie po kilku godzinach uroczystych konwersacji na team talku poszedłem spać w niemalże radośnie pogrzebowym nastroju… Paraliżu sennego tym razem nie miałem niestety.
Wstałęm jakoś tak ok 610 następnego dnia i poszeszłem skonsumować śniadanie będące również obiadem… Bo niemalże 12 godzin później nie chciało mi się nic jeść. Posłuchaliśmy sobie z Krzysztofem muzyczki na 160w głośnikach na wierzy… Mini ponoć, he, he. następnie niemal 3 godziny przed lotem wyruszyłem w podróż do Lublina… Eee, znaczy, do Modlina.
Dojechawszy do Modlina udałem się na lotnisko…
Znalazłem się tam ok godziny 9:16… Ehhh. Poszedłem do punktu informacyjnego usytuowanego… Pfff, miało być krótko.
No więc wyjechałem, przyleciałem i jestem.
He, he, he… Suchy żart.
Co to ja? Aaa, Lotnsko. Punkt informacyjny poinformował mnie, że jeszcze nie musze się nigdzie spieszyć. 20 minut później twierdził t samo. Wreszcie kolejne 10 czy 15 minut później podeszło do mnie radosne dziewczę z obsługi dworca kolejowego na lotnisku… Czy gdzieś tam… twierdząc, że zaraz tu ktoś podejdzie by mi pomóc…
Swoją drogą… Nienawidzę kontroli personalistycznej. Pasek mi ze spodni kazali wyciągać, łachudry jedne! No normalnie jakbym tam thc jakieś przewoził…
Ziomek, który do mnie podszedł i mi pomógł to wszystko przejść na szczęście poczęstował mnie szugiem w strefie dla palących… Bo przecież bym hyba oszalał, jakbym nie zapalił. Następnie zostawił mnie tam… Oczywiście nie w palarni, tylko w strefie oczekujących… Bezcłowej t się chyba nazywa… Na niemal półtorej godziny, gdzie przez te półtorej godziny 6 razy dostawałem kurwicy… BO nikt się nie zjawiał!
Pasażerowie lotu 8084 do Birmingham proszeni o przechodzenie do bramki któejś tam.
Przepraszam bardzo, leci pani do Birmingham?
Nie, do Liverpoolu…
Dobra, pierdol się, sobie pomyślałem. Ehhhh, poszła, ale przyszła następna. Młodziutka.
Przepraszam, jedzie pani do Birmingham?
Nie, gdzieś tam gdzieś tam, ale mogę Ci pomóć, bo znajdujesz się w niewłaściwej kolejce.
NO OK.
Podprowadziłą mnie do Birminghamowców, i usiadłem sobie na krzesełku. Potem jakiś typiarz stwierdził, że zaraz ktoś tu po mnie przyjdzie i że o mnie pamiętają.
Nie było to jednak wszystko takie zielone, jak to teraz wam tu przedstawiam.
Stres. Stres. Stres… Hmm… ALe mam nadzieję, że nie było tego za specjalnie widać po mnie…
5 razy pytałem ludzi w poprawnej kolejce, czy na pewno ten typiarz, co tam mówił gdzieś tu jeszcze jezt.
Jest, proszę pana.
Spokojnie, proszę pana…
Pfff, nie będę spokojny, dopóki ktoś tu się radośnie nie pofatyguje…
Dobra, kilka minut ktoś przyszedł.
Dzień dobry. Słyszałem, ze leci pan do Edynburga, tak?
Nie, lecę do Birmingham…
Służba lotnicza… Lotniskowa… Ehhh, Ci pekapowcy już są lepsi. Nie zadają tak durnych pytań.
Ale potem ktoś mi wreszcie pomógł. Wszedłem do 737-800 Swoją drogą chyba jakiś problem z silnikami mieli… Ale o tym później
Wchodze na pokład i słyszę prośbę, po Angielsku nie wiem dlaczego, o kartę pokładową… Wygrzebałem ją z kieszeni i podaje panience… Tylko dlaczego chciała ze mną rozmawiać po Angielsku? Nie mam pojęcia do ej pory zwłaszcza, że chwilę później odezwała się do pannysiedzącej dwa miejsca obok mnie po Polsku…
Usiadłem sobie, uruchomili silniki, któe chyba miały problem z którąś turbiną… Strasznie trzęsły samolotem. Poprzedni 737-800 nie miał ze sobą tkich problemów.
Podchodzi do mnie przed startem typiarz i mnie pyta, czy mówię po Angielsku. Mówię, ale niezbyt dobrze…
Dobrze, niezbyt dobrze. TUtaj masz maskę tlenową, o tu, nad Twoją głową… Tutaj jest kamizelka kuloodporna… Znaczy ta, no… Ta z azbestu, jak w wodzie ląduje, ale dziś nie będzie potrzebna, bo lądujemy na śniegu.
Oczywiście teraz trochę się z tego śmieję, ale wtedy wcale nie było mi do śmiechu… Miałbym z tego nagranie, ale mi się karta w dyktafonie źle zamontowała i nie chciało się nic nagrać… Ehhh, i to wcale nie jest śmieszne, choć możecie się ze mnie śmiać. Tak mnie zwiesiło, że odpowiadałem tylko aha i OK.
No i może jeszcze i know.
Lecimy. Grzmiący ciąg dwóch silników rozpędza ns po pasie i wznosimy sę. Następnie po wyrównaniu na 3000 lub 4000 schowaniu klap i podwozia podchodzi typiarz i pyta, czy poruszam się sam po samolocie. Zrozumiałem, że pytał mnie, czy zabookowałem sobie pomoc w Birmingham, więc mu powiedziałem, ze nigdzie nie będę chodził sam. Ale potem powtórzył, że chodzi o samolot, na co ja mu powiedziałem ze tak, i prawdopodobnie nie potrzebuję żadnej pomocy…
Lecimy i wylądowaliśmy.
To interesujące dziewczę, które siedziało obok mnie na fotelu jedno miejsce dalej, znaczy na D prwdopodobni, chciało mi pomóc… ALe miałem asystenta. Powiedziała jednak, że zapyta tych stewardów, czy jak to się tam pisze, czy na pewno ktoś tu po mnie przylezie.
I jak nikt nie przylezie, to się po mnie wróci i pójdziemy razem.
No dobra.
"Hello. Somebody will come here"
itd… Ktoś przyszedł.
Zaczęła mi gadać o jakichś… schodach prawdopodobnie. Ale nie wiedziałem o co jej chodzi. No bo sę schodzi. No to kurde co z tego, że się schodzi. Umiem zejść po schodach. OK OK, I know… Yes, I want to walk… Czy jakoś tak.
Potem o jeżdżącym wózku. Ale kurdeż… Tego to już mega nie ogarnąłem. I can go alone without this, moja droga.
Nie wiem… Nie znam Angielskiego, ludzie!
We're in coś tam. passport control. AHA. Standardowe moja odpowiedź.
Controller is in front of you.
Helll, hello. It is your Document…
Idę.
Potem pytanie, czy ktoś po mnie przyjeżdża.. Tak, przyjeżdża…
Stres.
Idę i się wewnętrznie trzęsę, ale zewnętrznie wszystko jest OK. Maska. Chłód w oczach…
Jak się nazywasz?
Arkadiusz… I skąd jesteś. Z Polski… OK.
Jechaliśmy windą.
Potem wychodzimy i mówię, ze muszę zadzwoniić.
Nie mogłem zadzwonić, bo O2-UK mi zabroniła… Ale potem Aga sama do mnie zadzwoniła.
Jednak zanim zadzwoniła spytałem, czy mają tu jakieś darmowe wifi, bo sygnału cóś ni emogę złapać…
I ni wiem do dziś, co odpowiedziała. ALe mówiła, że jak wyjdziemy, to może uda mi się zadzwonić, jednak po chamsku odebrałem telefon od Agi, która swoją dorgą jest członkiem mojej rodzinyyod wczoraj właśnie.
Sory, ale nie mam siły na nic po Angielsku.\
Wesołych świąt.

Kategorie
własne

Kilka godzin

Tak, moi drodzy.
Kilka godzin zostało mi do wylotu do Wieblkiej Brytanii.
Czy będą jakieś nagrania?
Ano będą, o ile… Ehhh. Włącza mi sę myślenie człowieka dramatu…
Ale co byście zrobili na moim miejscu, jak Angielskiego nie znacie na bardzo wysokim poziomie, lecicie do kraju… Do… Krju gdzie mówi się wyłącznie po Angielsku. Ehhh.
Ale Longshoota trzeba odwiedzić, gdyż Longshoota trzeba odwiedzić, bo nie widziałem go stos lat.
I…
Życzcie mi miękkiego lądowani, najlepej na ILS'ie

Kategorie
własne

I żeby nie było

I żeby ni było, że jestem ćpunem…
Jestem normalnym człowiekiem, któremu chyba znów zbyt ocno miłość dobija.
Ehh, ja do niej znów isę odezwę, potem znów isę pokłócimy i będzie eleganckockockockockocko.
No cóż… Lecę do Anglii we wtorek, a w niedzielę, tą co będzie jadę do Krakowa. Hm, a myślałem, że miałem wpaść do Pajpera, ale ma matury teraz :D.
Cóż, egzystencja jest zawsze różnoraka.
Nigdy nie jest zawsze i zawsze nie jest nigdy

Kategorie
własne

/dev/thc1d2 – wyruszamy w trasę

Poza tym, że dzisiaj śniły mi się jakieś pierdoły, że @tomecki gadał coś o dsp i innych zaletach konwersji analogowo-cyfrowej… To nic interesującego się nie działo. Co ciekawe, nawet myśli o księżniczce nie miałem!
No, a teraz idziemy w trase. Joint już skręcony…
A, i żęby nie było, leszcze. Nie jestem ćpunem. Nie paliłem przz pół roku i tylko spróbujcie nazwać mnie ćpunem… To po prostu nie będę z wami rozmawiał.

Kategorie
własne

/dev/thc1d1 – pierwszy dzień jedynek

Witajcie moi drodzy bardzo serdecznie. Dzisiejszego dnia postanowiłęm tramwajem w kształcie metra pojechać do Mińska mazowieckiego.
Jestem tu właśnie i na razie idę zapalić, zw.

No to już zapalone i już wam idę opowiedzieć tę historię. Z powodu tkiego, że odezwał sę do mnie Kamil postanowiłem pojechać do Damiana na weekend, gdyż Kamil też tu miał być.
No i eleganckocko. Przyjechałem, Kamil przyjechał, załatwiliśmy sobie troche thc… I generalnie jest OK z tym, że zatoki mi dobijają…
Reszta później

Kategorie
własne

Nowi ludzie

W życiu człowieka nie może być tak, że jest sam. Zawsze, nawet w najmniej oczekiwanych momentach pojawiają się osoby, które coś zmieniają nawet, jeśli tego nie chcą. Człowiek jest taką istotą, że po prostu sam dostosuje się do towarzystwa, w któ©ym przebywa na codzień… Są jednak ludzie dobrzy i źli. I nie mówię tu tylko o takich typach, którzy wykorzystują innych do swoich potrzeb… I wcale nie chcę dzielić wszystko na czarne i białe, bo jak dobrze wiemy, nie zawsze tak to można posegregować. Raczej chyba rzadziej niż częściej…
I nawet jeśli niektóre osoby chcą uchronić innych przed zadawaniem się z typami spod ciemnej gwiazdy… Nie, nie psiej gwiazdy… Zostawmy Syriusza w spokoju. To oni nie chcą nigdy nikogo słuchać, aż będzie za późno. I potem wpadną w cos, nad cyzm nie będą mieli żadnej kontroli.
Czy to możecie nazwać białym? Możecie to nazwać dobrym?
Wiadoma sprawa, że każdy robi tak, jak chce, bo przecież każdy jest wolnym człowiekiem. Ale wolność, a wpadanie w skrajności tylko po to, by coś komuś udowodnić nie jest obiawem inteligencji, lecz skrajnej głupoty pomieszanej z debilizmem.
Możecie mnie za to zjechać.
Może ja za dużo wymagam od życia. ALe boli mnie dusza jak widzę, co robią różne osoby ze swoim życiem.
No i oczywiście dopada mnie wkurwienie, bo potem i tak okazuje się, że miałem racje.
Dobranoc.

Kategorie
własne

Młode społeczeństwo

ROzważania na temat tego, czy nasze Społeczeństwo jest lepsze, niż z okresu międzywojennego czy nie jest
pozostawię sobie włąśnie na ten wpis.
Przeczytałem do tej pry tylko jedna publikację z okresu 20, 30 i okresu wojny, a także okresu powojennego,
pisarza Polaka… Czy raczej nie pisarza. Pilota z 307 Dywizjonu Nocnych Myśliwców Lwowskich Puchaczy.
Kulturka, Zachowanie, chęć do nauki… Gdzie się to podziało?
Pisał o uroczych dziewczętach, … W wolnym mieście Gdańsku… Chciałęm rzec Wagarowiczkach, ale były
to wczasowiczki oczywiście. Nigdzie tam nie było bezpodstawnego ruchania wszystkiego, co się rusza.
Nie zależało im tylko na tym, jak to jest teraz, żeby jak ta pieprzona komercha… Zamoczyc tylko i zapomnieć…
Społeczeństwo było zupełnie inne.
Byliśmy ambitniejszymi ludźmi. Sami szukaliśmy rozwiązań problemów. Studiowaliśmy, a nawet gdy skończyliśmy
studia to nadal pobieraliśmy naukę, bo chcieliśmy pracować w konkretnym zawodzie. A jak nie szukaliśmy
pracy w konkretnym zawodzie, to potrzebowaliśmy wykształcić się w celu takim, by pobierać wynagrodzenie
za pracę, by się utrzymać jakkolwiek godnie w tym kraju naszym, w którym przecież kryzys był.
Kryzys kryzysem, ale tam nigdzie tego nie było podkreślone, że było jakoś źle. Wyjeżdżał sobie na wakacje…
I nie było może jakiegoś przepychu. Żyło się godnie pomimo tego, że był kryzys… O którym już wspomniałem
wyżej. Ale… Nie było przepychu, ale i kultura osobista była zupełnie inna. Ludzie nie byli tacy chciwi
i podejście do ludzi inne zupełnie było. Życzliwi dla siebie byliśmy.
Jak to teraz wygląda? Czepiamy się siebie, że np siedzimy i gramy w nocy. Ale gramy, bo co? BO jesteśmy
znudzeni otaczającym nad wszechświatem. Nie potrafimy znaleźć dla siebie żadnego pasjonującego zajęcia.
Bo internet zrobił z naszch móżgów gówno, bo tylko tyle jestem powiedzieć w tym momencie. Patrzę na nasze
społeczeństwo i odczuwam tęsknotę za czyś, co nie istnieje. Za czymś, czego nie ma. Czymś, co przeminęło
bezpowrotnie. Przepych nas rozniesie, moi drodzy państwo. Rozniesie nas. Zabije nas dobrobyt.
Wygraliśmy wojnę. A jak zachowywali się Angole?
"Któregoś dnia byliśmy świadkami następującego incydentu: siedzieliśmy sobie w kilku w przytulnej kawiarence w Lubece. Takich „gemütlich” lokali wyrosło nagle jak grzybów po deszczu. I popijaliśmy kawę, a może piwo…? Przy sąsiednim stoliku siedziało towarzystwo Anglików: przystojny, siwy pułkownik artylerii i dwie panie. Rozmawiali cicho, doskonałe maniery, damy w modnych kapeluszach. Podszedł do nich kelner z rachunkiem. Oczywiście Niemiec. Pułkownik zapłacił, a potem – już wstając – sięgnął do kieszeni, wyciągnął napoczętą paczkę Playersów i zaczął się nią ostentacyjnie bawić podrzucając na dłoni, równocześnie przenikliwie patrzył w oczy kelnerowi zastygłemu w półukłonie… Ten zaś wlepił pożądliwy wzrok w papierosy, jakby jego życie od nich zależało. Zapadła cisza, przerwano rozmowy – wszyscy patrzyli, co będzie dalej… I wtedy ten „angielski dżentelmen” cisnął paczką pod stolik: „A to jest twój napiwek”. Osłupiałem. I co powiecie? Kelner szczupakiem rzucił się pod stół, chciwie złapał „napiwek”, zerwał się na nogi i uniżenie dziękował! Wart zwycięzca pokonanego…"
Dokłądnie. Wart zwycięzca pkonanego. No to co to kurwa ma być… Ludzie! To, że wygraliście…
Zresztą, po co ja to piszę w ogóle. I tak mnie nie zrozumiecie.
Inne czasy były. Ale one nie wrócą i żegnam was, bo zaraz niechcąco pociagnę dalej ten wpis i jeszcze
okaże się on interesujący.
Dobranoc, głupie społeczeństwo.

Kategorie
własne

Święty walenty… Patron Przeklętych

Witajcie moi drodzy bardzo serdecznie.
Pisząc ten wpis, czy raczej rozpoczynając go pisać witam was ze stacji Białystok … Głównej stacji Białystok.
Kto kiedykolwiek jechał z Białego do Gdyni wie, że jeszcze jedna stacja jest, przynajmniej. Wiec witam
z Białegostoku Głównego, choć wcale ten dworzec się tak nie nazywa.
Rozważania nt. miłości… Nie mam zamiaru wam tu truć, że jestem poszkodowany. Dziś mam zamiar zastanowić
się nad tym, gdzie doszła ludzkość przez te ostatnie lata, jeśli chodzi o miłość bezwarunkową, uniwersalną
i taką, która jest warta pielęgnowania. A no nigdzie, moi drodzy, nigdzie. Nie będę tu pisał o tym, że
np. w średniowieczu rodzice często oddawali swe młodziutkie córki starszym, zamożnym panom… Bo to nie
jest wpis temu poświęcony. Uważam jednak, że w XXI w. jest gorzej, miast być lepiej. Spójrzmy na wiek
XX. Możliwe, że były takie ewenementy, typu "Mamo zakochałam się… Ale jestem w ciąży". Cóż. Nawet i
czternastolatka jest w stanie zajść w ciąże. Tylko czy to jest dla niej dobre. Czy ona potrafi powiedzieć
w tak młodym wieku, że kocha ojca swego dziecka? Uwazżam, że nie bardzo. Sam w tamtym wieku można powiedzieć,
że się zauroczyłem. Tylko, że u mnie to było coś grubszego, bo trwa to można powiedzieć, że do dziś. Nie
wiem, czy przeszło to w jakąś miłość… Choć kolega @hryniek mówi, że z mojego traktowania tamtej osoby,
przynajmniej do niedawna traktowania wychodzi, że tak to było Teraz mogę powiedzieć, że powoli kończy
się to, co było dla niej dobre. No dobra, ale powróćmy do tematu. Czternastoletnia matka młodego synka…
Czy tam córeczki. Co powie swemu dziecku, gdy już zostanie samotną, dwudziestosześcio letnią matką…
Że co? Że poszła się zabawić ze swoim chłopakiem, i to nie legalnie! Zresztą, czy będzie musiała mówić
cokolwiek? Pomyślicie sobie zapewne, że przecież t dziecko jest zbyt młode, żeby zrozumieć cokolwiek
otóż nie. W XXI w. Dzieci same szukają rozwiązań sytuacji, jeśli chodzi o relacje seksualne swoich
rodziców, czy kolegów. Skąd wiem? Obserwuję środowisko, w którym się poruszam. Czytam różne pisma… Czasem,
choć ostatnio coraz mniej. To, co się dzieje w świecie młodzieżowym przytłacza mnie totalnie. szesnastoletnia
dziewczyna, której nie znam… Nie jest to ważne, czy ją znam czy nie. Zrobiła sobie dzieciaka ze swoim
chłopakiem tylko dlatego, że się naćpała. Kim trzeba być, żeby zachować się tak nieodpowiedzialnie?
Powiecie zapewne, że jest to winą wychowania… Jaka matka, taka córka… Nieprawda! ZNaczy, może trochę
prawdy w tym jest. Ale być tak nie musi. Ja np nie chcę być taki, jak mój ojciec. Nie chcę bić dziewczyny,
z którą może kiedyś będę miał dziecko. Nie dopuszczę do tego, by w kilka dni po porodzie robiła coś tak
ciężkiego, żeby dostała krwotoku… Nie, moi drodzy. Nie jestem brutalem. Rodzice często nie mają lub
nie chcą mieć wystarczającego wpływu na swoje dzieci, by ustrzec ich przed tym, co robią źle. Uważają,
że są już na tyle dorosłe, że powinny same zająć się tym wszystkim, co chcą robić. Same powinny dowiadywać
się o tym, że seks w pewnych okolicznościach może skończyć się tak, a nie inaczej. Zresztą w naszym kraju
zawsze było tak, żę tematy seksualne pomiędzy rodzicami a ich dziećmi były tematem tabu. Stąd się właśnie
biorą te dziewczęta, które przecież myślą, że jak się uprawia seks pierwszy raz, to na pewno się nie zajdzie.
Nie ma to na to żadnego wpływu, moi drodzy.
Powracając do tematu Miłości. Czternastoletnia dziewczyna nie wydaje mi się, by była wystarczająco dojrzała,
by odczuwać coś takiego, czym jest miłość. Poświęcenie, jakie wynika z tego jest ogromne. Trzeba akceptować
tę osobę taką, jaka jest. Dawać jej to, co tylko jesteśmy w stanie jej dać, jednocześnie nie
biorąc, możemy nie hcieć od niej nic więcej. Ja tak miałem, moi drodzy. Dziewczyna ta może się zauroczyć.
Ktoś może jej się podobać. Może sobie fantazjować o tym, co by najchętniej robiła z tym hłopakiem, którego
zdaje jej się, że tak mocno kocha i on ją też.
Szesnastoletna dziewczyna… Tu jest już trochę co innego. W tym wieku… Dojrzałość emocjonalna, czy
jak tam sobie chcecie rozumować to, co napisałem powinna, czy raczej może być na tyle rozwinięta, by być w stanie choć
w minimalnym stopniu odczuwać to, co się nazywa miłością.
Oczywiście wiadomo, że to, co ona czuje w wieku tych szesnastu lat może za kilka lat się okazać zupełnie
czymś
innym. Może w wieku tych szesnastu lat twierdzić, że zostanie z nim do końca życia… A po dwóch latach,
np przy dobrych wiatrah, mogą się rozstać. Albo może po prostu wmawiać wszystkim chłopakom, z którymi się spotykała,
że ich kocha itd. Zabawiać się zwyczajnie. Może przecież twierdzić, że jest młoda i nikt nie może jej mówić,
jak ma żyć, bo ona chce się zabawić.
Miłość to coś dobrego, ale to równięż przekleństwo. Jeśli kogoś kochamy i jesteśmy tego apsolutnie pewni,
to kochamy do końca. Ze wszystkimi wadami i zaletami. Nie staramy się go na siłę zmieniać, ale sugerujemy
mu, że może zmienić to, co nas najbardziej razi w jego zachowaniu, sposobie życia itd.
Więc jest tak, jak mówiłem. w XX w. nie było takich miejsc, gdzie dziewczęta mogły bezkarnie się zabawiać.
Oczywiście nie mówię o ogóle, bo pewnie były takie możliwości. Wtedy jednak kładło się nacisk na zupełnie
inne sprawy. Było trzeba starać się, by w domach było jak najlepiej. Dziewczęta wychowywao się w zupełnie
inny sposób. One same zresztą nie chciały przynieść hańby własnej rodzinie. Myślicie, że sieć plotkarska
sąsiadów nie wywęszyła by czegoś, że "oo, ta córka tych Kowalskich wychodzi w nocy z jakimś typkiem spod
latarni…" Moi drodzy, wtedy równie łatwo było o takie rzeczy, jak teraz. Może nawet łatwiej. Sąsiedzi
znacznie bardziej interesowali się życiem swoich sąsiadów, niż swoim własnym. Dlatego twerdzę, że w tamtych
latach było znacznie mniej nastoletnich ciąż.
I to by chyba było w sumie na tyle z tego mojego dzisiejszego wpisu. Życzę wam miłego wieczoru.

Kategorie
własne

MPPS – czyli mentalność polskiego, przestarzałego społeczeństwa

Witajcie moi drodzy bardzo serdecznie.
Dzisiejszym wpisem chciałbym wam zakomunikować to, co mniedrażni.
Wielu z was, moich drogich czytelnkó i ważnych dla mnie również tak samo, jak czytelnicy czytelniczek
powie mi, że znó narzekam. ALe tym razem mam na co.
Przed momentem w naszym domu wysiadł prąd. MOja babcia zadzwoniła po Braciaka, który niestety ni wiedział
co zrobić, gdyż elektrykiem to on nie jest.
Potem zadzwoniliśmy, czy raczej poszliśmy po elektryka, który opiekuję się naszym blokowiskiem. Elektryk
przyszedł i poszedł. Przyniósł bezpieczniki, podmienił je i prąd bangla.
Narzekanie mojej babci na sprawiedliwość świata, uciszanie psa sąsiadów, użalanie się nad sobą to jjest
nici w porównaniu do tego, że nawet nie raczyła podziękować za fatygę memu bratu.
Nie rozumem. Braciak fatygował się, jechał, wchodził po ogromnych scodach, żęby spróbować pomóc tak bardzo,
jak tylko potrafi… I nawet dziękuję na dobranoc nie usłyszał.

EltenLink