Witajcie moje drogie… czytelnictwo i to wszystko inne, co czyta, a co nie daje znaku żyćka, że czyta.
Co ja wam bym dziś powiedzieć chciał? Coś oczywistego, jak np. to, że jest lato, że jest ciepło, choć ostatnimi dniami było tak radośnie chłodniej, że aż chęć egzystencji do człeka wracała, którą utracił wraz z początkiem tych gorących, upalnych dni spędzonych w mieście, między blokami, gdzie gorąc jest jeszcze większy, spędzonych w tramwajach, gdzie przez różnicę temperatur wywołaną klimatyzacją można się łatwo nabawić przeziębienia, spędzonych w autobusach, gdzie Klima chciałaby działać, jednak jakoś jej to nie wychodzi (patrz. linia 210, jeden z najnowszych solarisów). w metrze, które zaczyna się wlec po 15 od stacji Słodowiec i dojazd na Młociny zajmuje 1,5 raza dłużej, niż powinien… na balkonie, który gorący jest nawet o 22 i nie chce stygnąc, a zmęczone, otyłe cielsko pragnęłoby, choć trochę tego zimna, tego tak znienawidzonego zimna, którego zimą za każdą cenę to otyłe ciało z chęcią by się pozbyło… wśród parującego po deszczu asfaltu, który zmoczony deszczem zamiast dać się ostudzić nadal pozostaje niezmiennie gorący, a człek przemierzający miejskie pustkowia owych asfaltowych bezdroży wdycha parującą wodę z zapachem rozgrzałego asfaltu właśnie… Heh, dużo tego aswaltu. Pod klatką, gdzie balkon z góry jest nagrzany od słońca, budynek po bokach jest nagrzany od słońca, a owo słońce świeci Ci od tyłu prosto w Twój czarny łeb, podgrzewając go jeszcze bardziej, co za chwilę powoduje niespecjalnie wyczekiwany ból owego łba… Na klatce, gdzie wyjątkowo chłodu można uświadczyć w południe, bo w nocy na tej klatce robi się ciepło… paląc fajki, chociaż fajek przecież od dawna już miałem nie palić, niestety jednak zdarza mi się jeszcze z moją mordą Kubomirem zapalić i byffa, na płucka to nie jest zdrowe. A że ostatnio w wątrobę dopierdoliło spożywam ostatnio nieco więcej piwa, niż bym chciał, choć to przecież niezdrowo. Wśród szumu wentylatora, który niestety niewiele daje w pomieszczeniu, które wystawione jest na słońce od 15 do samego jego zachodu… wśród skwierczącego na patelni mięsa, uszkodzonej patelni należy nadmienić, gdzie teflon jest zdarty do tego stopni, że 3/4 patelni składa się z samej blachy wystającej spod resztek teflonu… należy tego mięska dopilnować, co by było czym durną gębę naładować po powrocie z pracy… W starym gmachu urzędu wojewódzkiego, gdzie przyszło mi pracować… z czego niektórzy z moich znajomych radośnie się śmieją, że przecież ło, za takiego informatyka się miał a teraz jest żałosnym, nudnym, sprzedajnym urzędnikiem państwowym… Jest mi smutno. Bo choć jest lato, choć jest ciepło, choć jest radośnie, brzęczydła dookoła wieczorami brzękają… A ja jestem urzędnikiem państwowym i to już wśród niektórych uruchamia jakieś żałosne, prymitywne mechanizmy w stylu "pfff… Ty żałosna, prymitywna biurwo ty… O czy mam z Tobą teraz gadać, Żywek, co? Sprzedałeś się!" To jest dla mnie przykre.
Tylko ciekawe czy wy byście nie przyjęli roboty, która w zasadzie sama do was przychodzi, bo to mi zaproponowali robotę, nie ja o nią składałem, gdybyście mieli tylko rentę, musieli utrzymać mieszkanie i może zamierzali iść na jakiejś studia, choćby i zaoczne…
I nie, moi drodzy, ja nie mam rodziców, którzy mi konto w banczku dosilą co miesiąc, jak zdecydowana większość młodzieży, którą dzisiaj znam, łącznie z wami, studentami z Eltena, których jakoś tam kojarzę…
No nic, jest mi po prostu przykro. Chcialbym wam tylko tym wpisem zakomunikować, że jestem zmęczony… Jestem zmęczony, ale nadal jestem tym samym zjebem, który pisze brednie na blogu… Nadal jestem tym nadwrażliwym pojebem, pamiętajcie o tym myśląc o mnie, jako sprzedajnej biurwie. Moge o to prosić?