Kategorie
głosowe

Ktoś ma mocno nasrane we łbie

7055, SSB

Kategorie
własne

Podtrzymujemy opinie

Uwielbiam takie momenty jak ten, kiedy jedna awaria, jedno niedopatrzenie, jedna błędna decyzja kogoś zarządzającego siecią powoduje to, że żaden z pracowników1) nie może świadczyć, i tak przecież niepotrzebnych, wątpliwej z resztą jakości, nędznych usług… chociaż w sumie przecież urząd to nie usługodawca, nie udostępnia telewizji, nie rozdaje … a nie, to posiłkodawca jakiś, żywiciel uciśniętych, czy jakich tam, karmiciel pognębionych itd. Musiałby być. No, ale usługodawcą także nie jest, albo jam zbyt tępy, żeby pojąć ogrom wszystkiego, co taka instytucja swym niemożebnie przeogromnym, majestatycznym jestestwem może osiągnąć 😀

Ależ Ty dziś bredzisz, Żydek, ależ bredzisz. Ano to prawda, w końcu dawno takich śmieci nie czytaliście, więc z racji tego, że jestem pozbawiony dostępu do sieci, zresztą jak pozostałe 1800, 1900, hmm… Ile my teraz tych osób zatrudniamy, nawet nie wiem, dawno tego nie sprawdzałem, a teraz tego nie sprawdzę. No, więc z racji braku dostępu do sieci postanowiłem wreszcie się do was odezwać, moje kochane czytelnictwo. Już z pierwszych paru słów tego wpisu możecie stwierdzić, że nic się nie zmieniło… chociaż nie, może oszalałem jeszcze bardziej 😀 a i ja wam się przyznam, że chyba niestety nie macie racji. O, jest 09:13, siedzę tu już godzinę, mój komputer uzyskał wreszcie adres dhcp, także mamy jakiś progres, ktoś tam pracuje, pracuje, pracuje nieustannie, tak ciężko, by wszyscy i wszystko inne mogło wreszcie rozpocząć rozwożenie fastfoodów po rozgrzanej od słońca i piękna naszych Polskich Kobiet Warszawie… tylko kto to wszystko zje, skoro ja już i tak przeżarty jestem?

Aktualizacja 11:05: Znów2) zniknął mi przydzielony mój piękny adres IP w sieci, a już było tak dobrze, coraz więcej usług odpowiadało na moje wezwanie, coraz więcej kebabów wołało mnie, bym przyszedł je zeżreć, coraz więcej ludzi krzyczało na mnie na korytarzach, że biegam za utraconymi pakietami, by zdążyć je pozbierać w zadanym czasie i potem jeszcze dobiec do odpowiedniego kanału, żeby cisnąć nimi tam, by trafiły do odbiorcy, a potem i tak mój nadzorca, uderzając mnie młotkiem w twarz stwierdził, że connection timed out. No ale co ja mogłem zrobić, skoro tyle ludzi nagle zaczęło mi się pałętać pod nogami? W natłoku tych stworzeń już nawet nie byłem pewien, które to moje są i którymi mam rzucić w ścianę, by odeszli w zapomnienie, a którymi cisnąć w sapiący, wsysający powietrze, gwiżdżący otwór, by wylądowali na monitorach swych panów… Nie, tak się nie da pracować, słuchajcie, tak się po prostu nie da.

Aktualizacja 11:20: Ponownie wróciła mi możliwość rozejrzenia się po sieci, eh, jak tu dużo się zmieniło, ale większość usług nie odpowiada na moje wołania, nikt nie każe mi zbierać zbłąkanych idiotów i rozsyłać w miejsca, w które powinny się znaleźć, nikt nie każe mi zżerać kebabów, które na pewno już gdzieś tam sterczą i czekają, aż będą mogły dobrać się do dysków twardych i zniszczyć ich zawartość… Eh, nikt mi nic nie każe, dopada mnie stagnacja, chyba za chwilę znów się wyłączę, a tak bardzo tego nie chcę. Jest mi potrzebny kontakt z moimi przyjaciółmi rozsianymi po zakątkach tego miejsca, jest mi… Jest mi przykro. Krzyczę, krzyczę i nikt mi nie odpowiada…

11:25: Jest mi tak źle, że zaczynam mówić sam do siebie, przynajmniej ktoś mi odpowiada. Zbieram własnych idiotów, których wysyłam wszędzie wokół i dostarczam je sam sobie, bym się czuł potrzebny, tak bardzo musze się czuć potrzebny… Tworze kebaba, który zeżre mój dysk twardy, ale eset mi w tym przeszkadza, no nic, sam sobie go zjem w takim razie. Eset jest moim wrogiem, bo pożera najwięcej kebabów i nigdy nie pozwoli mi się wystarczająco najeść, ale nigdy, nigdy nie przyznam nikomu, a sobie to już w ogóle, że Eset jest lepszy ode mnie. W zasadzie to gdyby nie ja, to Eset już dawno zdechłby z głodu.

11:33: Odzyskałem dostęp do jednego węzła sieci, mogę się tam rozejrzeć, choć boję się trochę, że zostanę tam uwięziony i już nigdy nie wrócę do siebie, ale mówią, Ci, co nas wymyślili, że kto nie ryzykuje ten nie żyje, więc idę. Spróbuję się do was odezwać w najbliższym czasie, nie wiem, czy mi się to uda.

 

 

Słuchajcie, dziś pierwszy raz od nie wiem jak długiego czasu nawet zżarłem śniadanie! No, także faktycznie coś się gdzieś w tej łepetynie od tego gorąca przestawia. Myślę jednak, że niewiele osób wytrzymałoby w takich temperaturach tyle czasu, szczególnie tak grubych osób, jak oczywiście ja, stary zrzęda, sypiący stereotypami, zagorzały aprobata kobiet w kuchni… Aa, zabawne jest to, że nawet te osoby, co to niby mnie gdzieś tam znają nie wiedzą, że większość tego, co ostatnio wypisuję… Aa, yy… do tego to się chyba miałem nie przyznawać. No cóż. Trudno, czasu nie cofnę.

Co Ty gadasz, durniu? Toż możesz skasować tamtą linijkę całą… Niby możesz, ale jak to zrobisz, to cały ten i tak pozbawiony sensu bełkot straci jakikolwiek sens w nim jeszcze będący, tak więc postanawiam poinformować was właśnie o tym, a potem to już nie będzie mój problem, jak ktoś się wścieknie i stwierdzi, że takich stereotypowych, szowinistycznych, chamskich świń jak ja dawno nie widział na oczy 😀

Ale i tak tu wszyscy ślepi, więc i tak mnie nikt nigdy nie widział. No to bardzo dobrze, ale o reputację trza dbać, szanowne państwo moje. Więc jak ktoś mnie określił szowinistyczną świnią, to trzeba jak najbardziej starać się go / ją w tym toku myślowym i rozumowawczym utwierdzić, żeby już nigdy nie dało się obudzić drzemiących gdzieś przecież wątpliwości, że przecież może jednak jest inaczej, może taki nie jest, może tylko się zgrywa… Tak, moi drodzy państwo. Niewidomi nie mogą, ani mieszkać sami, ani wszystkiego, co już gdzieś kiedyś pisałem, to raz.

Kobiety do kuchni, bo tam ich miejsce, to 2.

Facet może podrywać każdą napotkaną dziewczynę, która jakimś cudem zdołała z kuchni uciec i nie ma prawa być obrzucany wyzwiskami, a tym bardziej dostać w ryj, to 3.

Każda kobieta, która postanowi skorzystać z tego, co natura dała w sposób inny, niż skutkujący zapłodnieniem, by kontynuować ród męża to dziwka, to 4.

Co tam ja jeszcze kiedyś mówiłem?

A, coś tam o równouprawnieniu, o nie, moi mili państwo. Nic takie jak równouprawnienie nie istnieje. Tylko silniejsi zdominują świat. Bo jeśli naprawdę istnieje, to kobiety won do kopalni, a mężczyźni do kuchni. No już! W końcu przecież po coś ludzie mówią, że facet gotuje lepiej!

Coś tam jeszcze… Kiedyś coś pisałem o gwałtach, no, więc jeśli kobieta prowokuje strojem, pokazuje kawałek nagiej skóry na udzie, łydce, gdziekolwiek to przecież sama woła, że jest wolna, jest chętna, a że samce to jedyny i słuszny osobnik dla samicy, nigdy nie odwrotnie, to teraz już wszyscy wiedzą, dlaczego ksiądz również nie może wytrzymać, bo go chudź dopada, ot co. Tak to wygląda, moi mili państwo.

A osoby, które nie potrafią określić swoich preferencji seksualnych dotyczących osobników, z którymi ów związek cielesny / duchowy chciałyby rozpocząć, powinno się poklepać po plecach, powiedzieć, że będzie wszystko dobrze, dać im prawo do adopcji dzieci, bo tylko to zbuduje tolerancyjną Polskę, moi mili państwo. Tylko to.

Dobrze, i tym optymistycznym akcentem, chciałbym zakończyć ten wpis. Kto ogarnie, ten ogarnie. Bardziej naprowadzał nie będę 😛

Do usłyszenia w następnej transmisji o porze ściśle nieokreślonej, na tej samej częstotliwości!

EltenLink