Pewnego słonecznego, albo i nie… dnia narzekano, że mało jest wpisów o ludziach, którzy mają leipej niż ja i sobie z tymnie radzą. Postanowiłem więc dziś popełnić takowy wpis. Wiadomą sprawą jednak jest to, że ja, jak każdy człowiek, choć wielu pewnie wątpi w to, że jeszcze człowiekiem jestem, mylić się mogę, więc prawdopodobnie będzie trzeba to wszystko, co tu napsizę wziąć w cudzysłów, choć powiem wam, że z mojego doświadczenia, teoretyzując, ze znajomości z hipotetycznym człowiekiem, którzy ma za dobrze, nie wygląda to za ciekawie.
Przejdźmy więc do sedna.
Rodzice starają się bardzo wpoić nam pewne wartości, o których później to tak naprawdę my zdecydujemy, co z nimi zrobimy. Mozemy zaakceptować je, starać się zrozumieć w młodości, a pojąć je dopiero gdzieś przed wiekiem dorastania. Celowo nie użyłem tu terminu "dojrzewania", gdyż sądzę, że nijak się ma do tego, co chcę przekazać, bo dojrzałość jest różna. CHyba, że móœimy o emocjonalne, no to OK, możemy użyc tego terminu.
Do epwnych decyzji po prostu dorasta się z wiekiem. Możemy uważać za coś zabawnego w wieku tych nastu lat zakładanie nauczycielom kosza na śmieci na głowę, jednak za te kilka lub kilkanaście lat na pewno, przynajmniejtak sądzę, stwierdzimy, że takie zachowania są szczeniackie i świadczą nie o naszej dojrzałości, a wręcz przeciwnie.
Tak samo jest z dziećmi tych, jakby to… Lepiej ustawionych… Zamorzniejszych… Szlachty… Uważających się za lepszych… rodziców, będących w stanie zapewnić swoim dzieciom dobrobyt niemalze po kres ich egzystencji.
Trochę poteoretyzujmy.
Znam ja kolegę, któ©y od dzieciństwa wychowywany był, jak książę. Wszystko kręciło się wokół niego. Gdy potrzebował czegoś od rodziców, prosił ich o to, czy raczej niemal żądał, wszystko od razu dostawał. Jak więc myślicie, jak to wpływa na przyszłość tego człowieka? Jak wpływa na zdolność podejmowania przezeń decyzji dotyczących samego niego? Jak to kształßuje tego człowieka?
I tu odpowiedź jest jasna, przynajmniej dla mnie, teoretyzując oczywiście.
W dorosłym życiu ów człowiek nie będzie sobie w stanie poradzić z otaczającą go rzeczywistością. No bo przecież jak? Jeśli wychowywany był tak, że wszystko miał pod nosem? W jaki sposób ów człowiek ma sam zrobić wszystko dookoła siebie?
Prosty przykład:
Mieszka sobie kilka osób w domu. Ów człowiek wychowywany jak książę i jego przyjaciele. Do pewnego momentu, żeby przypodobać się jego współlokatorom pomaga im w domu itd. Ale gdy zobaczył pierwszą większa inicjatywę ze strony swoich współlokatorów, postanowił sobie odpuścić. No bo przecież skoro zrobili coś raz, to przecież nic im się nie stanie, jak zrobią to kilka następnych razy, a ja za jakiś czas się ogarnę. Mijają tak dni i miesiące, a ów człowiek, oczywiście nadal teoretyzując, z dnia na dzień coraz dalej odkłada sobie pomoc w pracach domowych…
I co wtedy mają myśleć jego współdomownicy? Najprostrzą opcją jest tutaj wyprowadzka z powrotem do miejsca, w któ©ym się mieszkało uprzednio.
Tk więc… Pozostawiam wam kilka przemyśleń. Jakieś Pytania? CHętnie odpowiem.
Oczywiście wiadomą sprawą jest to, ze te osoby prawdopodobnie mogą chcieć coś zrobić ze swoim życiem, jednak nie wiedzą jak się do tego zabrać, i albo są zbyt dumne, by poprosić o pomoc, albo się po prostu boją.