trochę narzekania
Ahh, miałem tu o takich fajnych rzeczach pisać. Ale ostatnio jakoś tak mało fajnych rzeczy w życiu się dzieje. Robię sobie chmurę, liquid mi się kończy (hehe, kupiony dwa dni temu), grzałka mi się pali (znowu sobie miotacz ognia zrobię, bo czemu nie), czuję przeklęte przygnębienie i się zastanawiam, czy to naprawdę ja jestem tak zjebany, czy to ten przeklęty świat toczy się niczym beczka ropy naftowej w dół ulicy, hurgocząc, łomocząc i sypiąc iskrami, a wystarczy, by tylko jedna dotknęła zawartości… Chociaż jak to właściwie jest, diesel’a jest trudniej odpalić, ropa ogólnie nie jest tak łatwopalna jak benzyna, więc jak to jest? Na potrzeby tego narzekania uznajmy, że wystarczy jedna iskierka dotykająca zawartości beczki i najbliższe budynki skąpią się w radosnych, purpurowych płomieniach niczym wszystkie mądrości tego świata, jak pies będą gonić własny, mądry ogon, szczekając i kłapiąc zębami w z góry skazanej na niepowodzenie próbie jego złapania. A absurd będzie nadal gonił absurd, geje będą reklamowały kondomy w telewizji i nikt nie uzna, że nie jest to niczym dziwnym, przecież mamy tolerancyjny świat, a niedługo stanie się tak tolerancyjny, że wywieszanie dzieci do dołu głowami za okno z ósmego piętra (a nóż spadnie to to i się połamie) też nie będzie niczym dziwnym.
Ludzie mówią, że „żyj i daj żyć innym” no dobra, zgadzam się. Ale jak chcą tam sobie żyć w swoich chorych, wypaczonych przez nie wiem co w tym momencie poglądy na związki i związki czy cokolwiek inne, to niech sobie to żyje, ale niech mi nie reklamują bzdur o głośnej nocy, bo jak na to patrzam to aż mi wnętrzności wykręca.
Myślę, że możemy spodziewać w naszym bardzo, bardzo tolerancyjnym kraju już niedługo utworzenia nowej partii, która będzie pragnęła władzy, a ich mottem będzie „żyjmy i dajmy żyć innym”, a do członkó1) tej partii będzie należała śmietanka homo hołoty, która zacznie domagać się praw do adopcji dzieci. Niech sobie egzystują jeśli tego pragną, niech sobie egzystują.
Ja tu dzisiaj o czym innym miałem pisać przecież, ale jak zwykle zboczyłem z tematu. Pokłóciłem się dzisiaj z babcią, gdyż kilka lat temu u nas w domu zabrakło zera w gniazdkach. Jakiś elektryk przyszedł i na odjeb się puścił kawałek kabla po ziemi od jednego gniazdka, które to zero ma do drugiego gniazdka, transmitującego zero na całą resztę domu. Kabelek jest cienki, niby się nagrzewa, chociaż ja tam nie wiem, po czym on się nagrzewa. Trza kupić miernik poboru prądu, co bym miał udowodnione, że to nie jest moją winą. Niedawno zaczęły nam ciec krany, żeby nie ciekły, trza mocniej je zakręcić. Wkurwiłem się, no bo ile można żyć w takim miejscu i wszystko jej wygarnąłem, więc zostałem nazwany księciem, któ®y zanim ona nie zjawiła się jak wielka królowa w moim życiu i nie zabrała mnie z poprzedniego domu, ponoć żyłem w burdelu, nie miałem co jeść i jakoś nie narzekałem. Mam dość tego miejsca, z chęcią bym stąd wyjebał i przy okazji pozabijał każdemu, kogo moja cudowna, kochana babunia nagadała, jaki to ja jestem okropny i jak to przeze mnie dostanie kolejnej zapaści (ta pierwsza rzekomo ufundowała jej moja siostra). Żałosne. Nienawidzę donosicielstwa. Jebać donosicieli.
Nominacja: Do piątego roku życia.
Witajcie moje drogie czytelnictwo! Dawno do was nie pisałem, nieprawdaż? Nie, nieprawda.
Hehehe. Zostałem kiedyś tam nominowany do napisania czegoś związanego niekoniecznie ze mną, o jakimś wspomnieniu z dzieciństwa, jednak będzie więcej niż jedno wspomnienie, postaram się, a także będzie także o mnie, bo inaczej się po prostu nie da.
1.
Bawiliśmy się z siostrą w piaskownicy, tam gdzie mój dom był zawsze, niestety teraz stoi sobie opuszczony. Sprzeczaliśmy się o to, kto zapyta naszego ojczyma, który był z nami odkąd pamiętamy, czy możemy do niego mówić tato. Nie pamiętam, jak to do końca potem wyszło, w ostateczności chyba ja zapytałem, czy możemy tak do niego mówić. Myślę, że był wtedy szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy.
2.
Kiedyś dziadek przyniósł do domu mały telewizorek, miał może z 11 cali, choć dziś tego nie pamiętam, jeszcze taki kineskopowy, bo to przed rokiem 2004 chyba było, choć nie jestem do końca pewien. W każdym razie ów telewizorek był zepsuty, a spodobał mi się on tak bardzo, że stwierdziłem, że będę z nim spał. A jak to za dzieciaka, bywa że rodzeństwo śpi w jednym łożu, jakkolwiek to brzmi, ale tak bywa, no przynajmniej u mnie tak było. Może to dziwne, nie wiem, nie znam się. No i pamiętam, że Klaudia nie mogła przeze mnie spać, bo telewizorek stał sobie na podusi po prawej stronie mojej głowy, więc zostałem zepchnięty na jej stronę, a siostra została wciśnięta w lewą bandę łóżka, więc nie było jej wygodnie.
3.
Braciak, cioteczny co prawda, ale jednak Braciak, poprosił kiedyś moją matkę, by dała mu bucha z szluga. Jego matka, a siostra mojej starała mu się tego zabronić, jednak moja stwierdziła, że może to go oduczy próbowania takich rzeczy w następnych latach. Czas dziś pokazał, że jednak niekoniecznie. Próbował złapać tego bucha, ale tak się biedak zakrztusił, że kaszlał chyba z pół minuty, biedny chłopaczyna.
4.
Kupiliśmy poloneza caro 1.8 chyba gdzieś przed 2005 rokiem, więc jeszcze powinienem się zmieścić w ramach czasowych do piątego roku życia. Tato zaproponował nam przejażdżkę nowo nabytym tramwajem, jednak mieliśmy tego dnia nie obejrzeć wieczorynki. Zgodziliśmy się i pojechaliśmy się przejechać. W samochodzie pachniało ładnym odświeżaczem powietrza, były kiedyś takie różne ludki zawieszane gdzieś pod sufitem, ładnie pachnące. Potem chyba trochę płakaliśmy, bo nie obejrzeliśmy wieczorynki, jednak siorka była podjadana, bo następnego dnia miał ją zawieźć do przedszkola tym właśnie grzmotem. No niestety, na następny dzień traktor nie chciał odpalić.
Uff, zmieściłem się z tym ostatnim, choć mało brakło, bym skończył te 5 lat.
Mam nadzieję, że jakoś spełniłem tę nominację.
A właśnie, jak się piszę, tę nominację, czy tą?
Na razie!
Zapatrzeni w siebie
Witajcie, moje drogie czytelnictwo. Dawno do was nie pisałem, co? Nieprawda! Wczoraj pisałem!
Moja prawda jest najmojsza i taka jest prawda. CO kieruje ludźmi myślącymi w taki sposób? Potem się dzieją trudne sprawy na żywo. Każdy się z każdym żre, że zawsze tylko ten jeden ma racje, bo albo gdzieś cos usłyszał i się utożsamia z jakąś opinią, drugi gdzieś coś innego gdzieś przeczytał, a ogólnie dostępne definicje ma głęboko w piździe. Jak to się dzieje z tymi ludźmi, czy ja w ogóle kiedykolwiek uzyskam satysfakcjonującą mnie odpowiedź, czy sam sobie będę musiał odpowiedzieć na to wszystko?
Co ja właściwie chciałem…
Coś o zapatrzeniu w siebie.
Najgorzej jest między przyjaciółmi. Ponoć przyjaźń polega na ogólnej szczerości. Ale jak tu kurła mać być szczerym, kiedy wielki prijatiel się obraża, jak mu się powie to, co według Ciebie powinno być powiedziane? Jak to jest przyjaźń, to ja nie wiem co się ze mną stało, że nie potrafię tego zrozumieć.
A potem słyszy się, że przecież jest się poza tą relacją, która dręczy Twego przyjaciela i nie ma się dobrego poglądu na sprawę. Ale jaki to jest dobry pogląd na sprawę? Jak dla mnie nie można mówić o dobrym i złym poglądzie. W mojej opinii obserwując pewne rzeczy z zewnątrz, można wywnioskować więcej, co się dzieje między osobami. Np. jeśli ktoś jest w kogoś zapatrzony (O matko, Żywek! Czy Ty znowu musisz o tym samym?), nie potrafi oddzielić tego, co jest związanego z uczuciami od tego, w jaki sposób może być wykorzystywany przez tą drugą osobę. Staram się, naprawdę się staram być szczery z moimi braćmi, ale czasem po prostu się nie da. I możecie mnie za to zlinczować, ale czasem wolę zamknąć mordę i pogodzić się z tym, naprawdę z wielkim bólem serca, bo przecież jestem w chuj wrażliwy, wszystkie czytelnictwo to wie i naprawdę nie znoszę okłamywać ludzkości APO pewnych spraw, które dręczą mnie i innych. Niestety chyba jednak tak trzeba, bo nie potrafią mnie zrozumieć, albo to ja nie potrafię zrozumieć ich. Albo może ja powinienem sobie odpuścić te wszystkie, toksyczne relacje, co? CO o tym sądzi drogie czytelnictwo?
Ale jak mam sobie odpuścić te relacje, skoro nadal mi zależy na tych ludziach, którzy po prostu zbłądzili?
Witajcie moje drogie czytelnictwo! Dawno się do was nie odzywałem, nieprawdaż? Będzie pewnie z miesiąc, więc może nie tak dawno. Popełniłem wtedy wpis o czymś tam, co zostało napisane wtedy, więc nie warto wracać do tematu. Dzisiejszej nocy chciałbym jednak porozmawiać, (tak! Porozmawiać! Bo oczywiście liczę na jakiś odzew z waszej strony, moje drugie człowieki!) o czymś innym, a mianowicie o relacjach i zapewne wielu z was… Ee, a właściwie jak się to odmienia? Wiele czytelników, wiele czytelniczek, ale czytelnictwa to ile przepraszam bardzo? Niech ktoś mi to powie, bo ja nie wiem, ile tego czytelnictwa jest. Co to ja… Aa, czytelnictwo. Nie, nie czytelnictwo! Relacje! Że się ileś tam z was, drogie czytelnictwo może wściec na mnie, bo (Żywek, co Ty znowu pierdolisz ciągle o tym samym. Nie wystarczająco się nagadałeś o tym przez ostatnie parę lat?) a no nie, bo tu chodzi o coś tylko minimalnie innego niż zwykle, bo przecież wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kobiety (nie, nie o pieniądze tym razem).
Obserwuję ten świat XXI w. i widzę, że jednak są rzeczy, które nawet mnie zdziwią. Jak tak sobie czytam czasem moje stare wiadomości z różnymi ludźmi i nie ma tu akurat sprecyzowanej płci, bo potrafiłem zjebać wszystkie relacje, nieważne czy chodzi o kobietę czy o przyjaciela, to aż się sam sobie dziwię, jak ten świat się zmienił na przestrzeni tych ośmiu lat. Zjebałem wiele relacji w swoim życiu. Na kogoś się wypiąłem dupskiem jak czegoś potrzebował, bo akurat ja nie miałem humoru czy coś, więc stwierdziłem, że jebać to, a przez to teraz nie utrzymuję kontaktu z tą osobą. Swoją drogą jak już napomsknąłem o dupsku, to może dlatego miałem taką awarię ostatnimi miesiącami? Może zbyt wielu ludzi miałem w dupsku tamtymi laty, że teraz się to odbija? No, nieważne to jest teraz. Obserwuję tak i obserwuję i nadziwić się nie mogę. Myślałem, że skoro widziałem już zdrady, dzieci z klasztorów, ćpanie, ruchanie własnego kuzynostwa (tak, nawet takie rzeczy zaobserwowałem wśród moich znajomych) to już naprawdę nic mnie nie zdziwi. Jednak dziwią mnie rzeczy, które robiłem niegdyś sam, i tym razem chodzi o kobiety, bo o cóż innego może chodzić, jak nie o nie. Relacje jest zniszczyć bardzo łatwo. Mówią, że dziewczęcie zawsze czuje więcej i ja się z tym całkowicie zgadzam. Zwłaszcza, jak się jej pomoże się zauroczyć, bo o miłości tutaj nie mowa szczególnie, że porównujemy mnie sprzed ośmiu lat do innych ludzi w 2020 to można potem oczekiwać czegoś dla nas dziwnego, gdy się będzie chciało z bliżej niesprecyzowanej zapewne przyczyny skończyć tą relacje. Ale z czym my wtedy ją zostawiamy? Ano z przeświadczeniem, że facet to chuj (i nie będę tutaj cytował Białasa, bo nie warto). Naobiecywaliśmy przecież różne rzeczy. Czułe słówka, jakieś miłe gesty (o kwiatach już było), a zostawiamy ją ze złamanym sercem i przeświadczeniem, że życie jest do dupy i miłość to tylko wieczne utrapienia, a przecież miłość jest piękna! Nie ma piękniejszego uczucia od miłości! Kochajmy się, ludzie, noż kurła mać! Życie przeca takie krótkie jest…
Wiele relacji można zniszczyć łatwo. I co uważam za głupie? Za głupie uważam kochanie innej osoby, bycia przez nią zdradzonym i potem szukania sobie pocieszenia u innej. No i jak sobie szukamy tego pocieszenia? Ano rozkochujemy te dziewczę w sobie, bo przecież ponoć to nic trudnego (Ja tam nie wiem nadal, jak to działa). A potem opowiadamy jej o naszej poprzedniej (Noż kurwa chyba nie ma nic bardziej zjebanego od opowiadania naszej aktualnej potencjalnej kandydatce na dziewczę o swojej byłej… TO jest z góry przesądzone, skończy się to tragedią). A ona przecież nas pocieszy, przecież powie, że ona jest tu dla nas, że nas wspiera itd. no a co ma powiedzieć? Przecież się zakochuje, widzi same zalety itd. i nie przeszkadzają jej mimochodem napomsknięcia o tej naszej byłej, bo przecież w jakimś stopniu nadal jest ważną częścią naszej egzystencji, pomimo tego, że staramy się tego wyprzeć. Kochać się przecież nie przestaje z dnia na dzień, tak czy nie? I przychodzi co do czego, że niestety jedna dowiedziała się o drugiej, oczywiście ta byłą, a jest taka szansa, że ta była to zazdrosna ogrodnicza sucz, co sama nie weźmie, a drugiej też nie da, bo jak to, to przecież oznaczony teren jest! I zaczynają się schody. Mówiliśmy naszej nowej, potencjalnej kandydatce na dziewczę, ze ją kochamy, ale gdzieś tam ukradkiem konferujemy z tą naszą byłą, co to ona nam obiecuje różne rzeczy nie z tej ziemi, że nam je da, jak tylko do niej wrócimy i już zaciera łapki, dzwoniąc szponami o szpony, że na pewno damyy się na to nabrać again, ale my nie, obstajemy twardo przy swoim. Ale niestety, niezbyt długo. Przychodzi taki moment, żę móœimy tej byłej, że nadal ją kochamy, mówiąc to samo naszej nowej, potencjalnej… Wiadomo o co chodzi, że ją kochamy. Najgorsze dopiero nadejdzie, jak jedna zweryfikuje informacje u drugiej. I potem są lamenty, jest płacz, popada się w alkocholizm, ćpanizm i innorzeczyzm, żeby tylko zapomnieć i tym razem to nasze byłe, potencjalne dziewczę szuka sobie zapomnienia u kogoś innego, dosłownie robiąc z siebie dziwkę.
Ale do czego ja teraz dążę, bo pewnie się pogubiliście, choć mam nadzieję, że nie, bo ja już sam się w tym wszystkimpogubiłem Ja osobiście po takim czymś miałbym w chuj wielkie wyrzuty sumienia. Uwierzcie mi, nie potrafiłbym teraz z premedytacją zrobić czegoś takiego. Jakby mnie rzuciła Aga (Co lepiej niech się nie stanie) to nie starałbym się ponownie do Niej wracać, bo to by nie było już to samo, skądś się przeca to powiedzenie APO nie włażenia dwa razy do tego samego jeziora wzięło. Ale co ja znóœ chcę przekazać?
Nie róbmy takich rzeczy. TO naprawdę rani i może my, facebi, jesteśmy zjebami bez uczuć, co nie zmienia faktu, że kobiety jednak czuja więcej, JA ABSOLUTNIE JESTEM TEGO PEWIEN I SIĘ ZE MNĄ NIE KŁÓCIĆ, ŻE NIE MAM RACJI bo Żywek ma często racje. Nie rańmy, bo jestem tego epwien, że kiedyś to wszystko wróci i do nas.
I teraz, może jestem zbyt sentymentalny, ale jakbym mógł cofnąć czas, prawdopodobnie wylądowałbym w tym samym miejscu, co dziś, ale jednak pewne relacje poprowadziłbym tak, że rozpadłyby się z jakiegoś innego powodu, a nie z takiego, że coś mi odjebalo, naobiecywałem komuś czegoś, czego nie ma i nigdy nie było, a potem spotkałem kogoś innego i tamtą można olać. Nie, tępaki, nie można olać. Ludzie, w ten sposób rujnujemy sami siebie. Jak nie jesteśmy pewni swoich uczuć, to po jaką kurwę włazimy w jakiekolwiek nowe relacje? Bo co, bo nie możemy zapomnieć? Nie możecie zapomnieć bez innej, którą będziecie mogli sobie zaruchać? To jesteście słabi i ja nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
O wielu rzeczach jeszcze tu na samym początku chciałem napisać, ale mi się poplątało w baniaku od tego natloku myśli i może zrobię to kiedyś innym razem. Trzymajcie się i pamiętajcie, dbajcie o relacje, bo tylko dobre relacje z naszymi bliskimi, z naszymi chłopakami czy dziewczynami, żonami, mężami itd. nie będę tego wszystkiego wymieniał, w czasach pandemii dadzą nam spokój i wzajemne ukojenie zszarganych przez ten piźnięty kraj nerwów.
Dobranoc i mam nadzieję, że jeśli któreś, czy ktoryś z was, mojego drogiego czytelnictwa przyjdzie do baniaka zrobić coś podobnego, co tu było wyżej, przyjdzie i przeczyta ten wpis i choć raz się zastanowi, czy warto. Naprawdę mam na to wielką nadzieję.
Wpis bez poprawek tym razem, będzie bardziej oddawał moje emocje.
Dobranoc!
Nominacja: Trochę szczerego szczęścia.
Cześć wam! Dawno tu nic nie pisałem do was, nieprawdaż? Ano to może warto coś by tu nadrobić. Dostałem oficjalne wyzwanie… Jak to, zostałem wyzwany! Zwyzywano mnie! Zwyzywano mnie, żebym napisał coś, co jest jednocześnie szczere i radosne. Tylko jakże tu pisać o radości, szczęściu ogarniającym społeczeństwo, radości płynącej z cudownego śpiewu ptaków, cichego, spokojnego oddechu mojej dziewczyny śpiącej przy mnie, gdy tego wszystkiego nie ma z powodu wymknięcia się… virus out of control.
Ah, te Chińskie wynalazki. Wiecie, ja tam nigdy nie miałem nic przeciwko chińskim wynalazkom, gdyż przecież mam laptopa wyprodukowanego w chińskiej fabryce, na procesorze wyprodukowanym w Chinach, dyskiem twardym Koreańskiego producenta z chińskiej fabryki itd. To nie ma jednak znaczenia.
Jak może wiecie, lub może i nie wiecie, jestem człowiek zrzędliwy. Nie lubię własnej twórczości itd. Jednak z racji tego, że za oknami mamy nieco mroźną, bo mroźną, ale wciąż wiosnę, ptaki sobie ładnie śpiewają, a napawa mnie to szczęściem niemożebnym, niczym mruczenie mojej kocicy… Ale jednak nie jest to tak duże szczęście, jak mruczenie mojej kocicy… Ee, co to ja… A, nieważne. Mruczenie mojej kocicy jest tylko dla mnie.
Lubię słuchać śpiewu ptaków o poranku. Serio jest to niezwykle budujące, gdy wiesz, że za każdym razem, gdy się obudzisz będzie czekał na Ciebie nowy dzień, pełen niesamowitych, więziennych wrażeń. Heh, to ostatnie mogłem sobie darować. Ale jestem szczęśliwy, wiecie? Śmieję się pisząc ten wpis. A to chyba najważniejsze, no nie? Odnalazłem wewnętrzny spokój po tak wielu latach ciągłej, nieustannej męczarni. Nieustannym, poturbowanym sercu, stanach przed depresyjnych czy chuj wie tam czym jeszcze, sam nie wiem. Nie znam się na tym. Xanaxu nie brałem, więc jeszcze nie było tak źle. Jakoś nawet samochody jeżdżące czasem za oknami napawają mnie szczęściem. No bo przecież to świadczy, że ktoś jeszcze egzystuje na tym świecie, nieprawdaż?
Tylko trochę tęsknie za tym wszystkim. Za kocicą, za ciepłem jej ciała, przytulonego do mnie, za jej spokojnym oddechem podczas snu. Ale to nieważne, miało być szczęśliwie szczerze. Czy nie wiem w sumie już jak to miało być.
Śmieję się z tego, co się dzieje w naszym kraju, absurd goni absurd… Nagle im się zachciało zmieniać konstytucję, żeby 7 lat, niczym 7 horkruksów Voldemopa, prezydent mógł pełnić swe nadany mu urząd. Pełnić urząd… Nie wiem, czy tak to się nazywa. Ale jestem spokojny o dalszą przyszłość. Choć nadal sobie nie radzę z matmą, jednak już się tym nie przejmuję. Przecież nie ma ludzi w pełni uniwersalnych. Ktoś musi czegoś nie umieć, żeby ktoś inny to umiał i uzupełniał tego, co umie coś tam innego. Ehh, zacząłem coś klikać na kompie i zgubiłem wątek. Coś o uniwersalności ludzkości. Nieważne, już nie pamiętam. Wecie, moi kochani, dość niedawno zepsuł mi się laptop. Wkurwiłem się okrutnie, niemożebnie wręcz, bo miałem go już 5 lat i miałem z nim wiele cudownych, niezapomnianych wspomnień. Był na Grójeckiej, W Anglii zalanym piwem i przeżył to! A teraz co? Teraz padł port DIMM. No nic, w końcu na kacu i tak wytrzymał 2 lata, jestem z niego dumny. Wziąłem więc na raty ultrabooka od mojej mordy, Skydarskiego, kto©y go nie potrzebował, więc spoko. Dysk na szczęście nie zdechł, toteż tylko go tam wsadziłem i Linux ready to work, czy jak to się tam… Nie wiem, i’m not an english man. Chuj z tym, moje drogie czytelnictwo. No i oczywiście jakiś miesiąc temu zdechła mi kość ram w moim składaku. Oddałem sobie ją na gwarancje i jest! Wróciła do mnie, jak pies do właściciela… Czy raczej do wybranego przez siebie opiekuna. Pies to nie przedmiot, pamiętajmy o tym! Kupiłem sobie także słuchawki, snab overtone hs-42m, eleganckie, dynamika 95 db, przetworniki z jakimiś magnezami neodymowy, czy jakimiś innymi, 40 mm, zakres przenoszenia 20/20000, więc jest bomba. I przyszły mi dziś, oczywiście z uszkodzonym kablem i uszkodzonym jednym przetwornikiem, także szczęście mnie ogarnęło, gdy już się o tym dowiedziałem. Okrutne szczęście, potężne szczęście. Tak wielkie jest to szczęście, że aż je oddam na gwarancje, bo co oni sobie wyobrażają, żeby mi nowy sprzęt przywozić uszkodzony? Źli ludzie, źli! Do piekł z nimi wszystkimi, niech ich czerwone płomienie odpuszczenia win pochłoną i stworzą nowych, lepszych człowieczków. Chyba, że to jest wada fabryczna, no to jestem z nich wszystkich dumny. Lewa słuchawka daje tak głęboki bass, że aż mi ciśnienie w lewym oku skoczyło na pół dnia, także wesoło. Z drugiej strony prawa jest całkowicie obojętna, nie przenosi niskich tonów za wiele, także jest spoko, całkiem spoko. No i jestem uwięziony w domu. I wiecie, ja naprawdę lubię siedzieć w domu. Jest Jet elegancko, jak nikt nic ode mnie nie chce i mogę sobie od wszystkich odpocząć, ale już bez przesady. Chciałbym stąd wyjść. Wystawić ryj do słońca i się uśmiechnąć do dusz,dryfujących sobie gdzieś w tym drugim wymiarze, który jest przecież tak blisko, na wyciągnięcie astralnej dłoni. No ale…
Generalnie jest spoko. Kocham i czuję się kochany, a przecież to się w świecie liczy, no nie? A to, ze się czasem na kimś po wyzłośliwiam, doprowadzę go do kurwicy czy coś, to tak z sympatii, moi kochani. No cóż. To już chyba koniec tego przydługawego wpisu o niczym jak zwykle. Mam nadzieję, ze choć po części udało mi się spełnić, wykonać nominację, czy jak to się tam pisze, nie mam pojęcia. Także 3mcie się, do następnego spotkania przy grillu i Czarnej dziurze, bo to najlepsze piwo pod słońcem!
Tak, moi drodzy państwo. Dziś jednak nie przychodzę wam narzekać na mój związek. Dziś przychodzę wam oznajmić, że właśnie padłą mi kość RAM w moim stacjonarnym składaku. Jedna z dwóch. Jutro zaś prowadzę studniówową imprezę. Jak sę zjebie druga to…
Wolność (fragment)
Peter Pettigrew oszalał. Tylko tym jednym słowem można było opisać stan tego człowieka. W tym właśnie momencie Peter, co było bardzo dziwne, nabrał niesamowitej zwinności. Na jakimś Londyńskim parkingu, chyba przy jakimś biurowcu, Peter sam tego nie wiedział, przeskakiwał z samochodu na samochód, niszcząc te, z których już zeskoczył zaklęciem podpalającym, albo zaklęciem wybuchającym, albo każdym innym zaklęciem, które wpadło mu do głowy. Któryś z kolei samochód wylewitował w okno na dziesiątym lub wyższym piętrze budynku, obok którego znajdował się ten parking. Tłuk rozbijanej szyby, giętej karoserii i grzmot wybuchającego paliwa pomieszany z wrzaskami dobiegającymi z wewnątrz koił nerwy Petera. Jeszcze nigdy Peter nie oberwał tak od swego pana. Teraz jednak Peter był wolny. Pan na razie go nie wzywał, mógł więc nieco sobie poszaleć. Kolejny samochód wepchnął do śmietnika, uprzednio go zmniejszywszy. Paliwo i tak wybuchło. Benzyna nie lubiła gwałtownych zmian. Śmietnik wraz ze szczątkami samochodu toczył się płonąc wzdłuż ulicy, wpadając pod koła nadjeżdżającej z naprzeciwka ciężarówki, czy raczej cysterny z paliwem. Peter przeskoczył na następny samochód i zatarł ręce ze szczęścia. Potężny, ogłuszający łomot przetoczył się przez dzielnice, a podmuch cisnął Petera wysoko w powietrze. Mężczyzna zdołał jednak utrzymać różdżkę w dłoni. Szybkim, celnym zaklęciem rozbił szybę na którymś z pięter biurowca, po czym zagarnął trochę płomieni zmieszanych z paliwem i wdmuchnął je różdżką do gabinetu. Ponownie usłyszał wrzaski. One tak go uspokajały. Sprawiały, że Peter czuł się kimś. Czuł się panem i władcą wszechświata.
Czy to żale?
W 2012 roku, gdy zaczynałem moją zabawę z php, pewnego sierpniowego dnia, gdy chyba wróciłem z obozu, a nie… Miałem dzień później jechać na obóz poszedłęm dnia tego poprzedniego, zanim miałem jechać na obóz do mojego domu, który niestety teraz stoi do połowy spalony, by tam sobie spędzić jedną jeszcze noc w rodzinnym, tak przecież znajomym, pełnym śpiewu ptaków, piania kogutów itd. miejscu mego dzieciństwa. Kupiłem chyba albo ukradłem, już teraz nie pamiętam, skrypt na czat gg. Niektórzy z was może pamiętają te czasy, gdy właśnie czaty na gg były bardzo popularne. I wtedy, gdy już ku7piłem ten skrypt, albo go ukradłem, nie pamiętam napisałem do Przedchwila, bo chciałem go pdłączyć pd bota, ale nie byłem wstanie skonfigurować tego wszystkiego tak, by działało. Napisałem mu, że sam napisałem ten skrypt i że nie wem, czy na pewno w wysyłaniu wiadomości, była to chyba funkcja setRecipients na pewno tam potrzeba tzech zmiennych p przecinku i pytałem go, czy może mi na to zerknąć i powiedzieć mi, o co w tym chodzi, bo napisałem ten skrypt ale tak właściwie nie wiem, co tam napisałem. Ale do czego dążę. Pisałem kiedyś wpis tutaj, że prysznic jest oczyszczający, a to nieprawda, przynajmniej nie w tym przypadku. Moje chaotyczne myśli krążą mi pod czaszką a chyba tu dawno nic z mojego życia i mojego stanu nie pisałem, więc może czas coś wam napisać, choć przecież zbyt się obnażam w internecie itd. Pisałemj, że woda oczyszcza. To nieprawda. Spływająca po mej skóze woda była jak płynące łzy, cieknące nieustannym strumieniem na podłogowe płytki i ściekająca po nich do spływu. I zrobiło m się smutno. Bo gdybym teraz mógł powiedzieć Przdchwilowi, że przepraszam go za to kłamstwo, to bym mu to powiedział. Myślę, że on doskonale wiedział, że wcale tego skryptu nie napisałem i że przecież kłamię, ale myślę, że nie chciał dopierdalać dziecku, któym przecież wtedy byłem. Podjaranemu dziecku, które przecież właśnie jak niegdyś on nabierało fascynacji i uwielbienia do prograowania albo informatyki jako tkiej. Pewnie to wiedział. On wiele rzeczy wiedział. Czuł znacznie więcej niż my, śmiertelnicy i nie wiem, dlaczego musiał akurat tak skończyć, jak skończył. Powiedziałbym mu przepraszam choć wiem, że po tylu latach to już ni jest ważne. Pewnie to tęsknota. Bo chciałbym się do niego odezwać, pogadać z nim i zapalić z nim papierosa w kuchni w miejscu, w któym mieszkał, choć przecież fajek nie palę już, a Jego już przecież z nami nie ma. Tęsknota za Jego głosem, choć przecież mam nagrania, ale nagrania ze mną nie porozmawiają. Niby jest Tacotron i mógłbym sobie niby stworzyć model jego głosu, oc bym napisał, to by mi odczytał, Jego głos… Ale nie można tak. Zbyt go szanuje za wszystko, co zrobił i co we mnie zostawił. CO we mnie jest od niego, a kochałem go jak brata, choć to może głupie teraz. Ale po prostu chciałbym z nim porozmawiać. Nie z Jego modelem głosu w Tacotronie, którego nigdy nie zrobię. Z nim żywym. Napiłbym się z nim wódki, choć od pewnego czasu nienawidzę samego zapachu tego świństwa. Zapaliłbym z nim nawet Blanta, choć ostatnio nie mam skąd zdobyć towaru. Słuchałbym łomotu tramwajów na zwrotnicach… Ale tego już nie ma.
******
Przeglądałem dziś moje stare skrypty, które w późnejszym czasie pisałem sam, bazując na pwnych osiągnięciach ludzi, którzy przetarli mi szlaki Wampirka, Mrozika i innych. Znalazłem logi starych rozmów na czatach i już chciałem zabrać się za dekodowanie dawno zapomnianego pzezze mnie formatu plików, ale pomyślałem sobie, że nadal zbyt szanuję prywatnośc, by się za to zabrać. Więc niech sobie będą.
***
I była kiedyś dziewczyna, o której tu pisałem, a nazywała się Ola. Była dobra i miła i sama do mnie napisała, co się mi nie zdarzało, bo w wieku 15 lat, ahh, jak dziś płyniemy, od 2012 minęły już 2 lata, nie pisała do mnie żadna dziewczyna zainteresowana jakąkolwiek rozmową. I fajnie nam się te dysputy toczyły, mieliśmy o czym konwersować, a potem zacząłem mieć ją głęboko w dupie, bo zakochałem się w tej, co o niej tu pisałem dobre 2 lata, jak nie lepiej. I żałuję, ż eteraz nie mogę powiedzieć jej, że jakbym wiedział, że będę teraz tak nadwrażliwym śmieciem, który za bardzo wszystkim się przejmuje, chyba wcale bym z nią nie rozmawiał.
***
I chyba z ostatniej chwili. Nie wiem, po co ludze zakłądają tyle masek. Po co specjalnie próbują zająć się czymś, wziąc na siebie jak najwięcej, byle tylko nie słyszeć własnych myśli, któe przecież kiedyś i tak tzeba będzie usłyszeć? Które przecież kiedyś i tak się rzebiją przez te bariery, o czym też pisałem kiedyś. Walka chyba się nazywało. Po co uczymy się rzeczy, któe wiemy, że nam się ni przydadzą i wmawiamy sobie, że bycie uniwersalnym człowiekiem to wielka zaleta, że nie wiadomo co nam się kiedy przyda, przecież doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że połowę tego, co robimy i tak zapomnimy albo będziemy mieli głęboko gdzieś. A o co chodzi? A no o koleżankę, którą znam 12 lat. Może nie powinienem w ogóle o tym pisać, ale cóż. Tyle masek, tyle udawanego śmiechu, zmyślonych wzruszeń tylko po to, by nie przyznać rzed samą sobą, że też chcę być ochaną i kochać, ale zwyczajnie boi się odrzucenia…
Ehhh, ludzie, po co to wszystko?
Do korporacji again
Wiem, nagrania, nagrania itd.
Ale będą. Ze 2 z tego roku i kilka z poprzedniego, ale nie teraz, ludzie. Teraz od dziś idę znów do korporacji. Także, hmm, zatoki dojebały znów itd. Głowa zaczyna boleć, ale jakieś słońce się przeświecuje w zewnętrzu. Także ten… Miłych studiów wam życzę, bo chyba się zaczynają zaraz, no nie?
No, i czekajcie z cierpliwością. Dziś może nawet spróuję tu coś… No…
Dobranoc.