Upszejmie informuje drogie czytelniki, że od dnia jutrzejszego do dnia następnego i następniego dnia po następnym dniu, któy to nastąpi później mnie nie będzie na Eltenie, ze względu na chory brak internetu w strefie UE w moim planie taryfowym. Postaram się wam wrzucić jakieś nagrania, choć rok temu miałem nc nie wrzucać, le mam nagrane łądne harmonie w starym, wiejskim, Litewskim domu.
No nic. Życzę wam dobrej nocy i daswidanja, czy jak to tam szło.
Pytanie i plan na życie
Nagranie wykonane w studiu multilektor.pl
https://youtu.be/Za4EZxhJgLo
mix / master: SkyDark
jebana hipokryzja
#Noż kurwa wasza mać!
No jak to tak, że najpirw się oczernia ludzi, którzy są dziwkami zwykłymi, kurwa, które najchętniej bym wywiesił jakoś za pizdy przez okno, upierdolił nogi ręczną piłą do cięcia drzewa, Gasiłbym szlugi, jakbym palił na niej, wiercił dziury w dupie wiertarką udarową… ALbo rozciągnąłbym kurwę na sznurach pod sufitem i napierdalał pasem aż zmądzreje… A potem się normalnie z takimi rozmawia i się zaczyna robić to, co te kurwy robią… jak tak można! Czemu ten świat jest taki pojebany!
Nie ogarniam.
Nie było mnie
Nie było mnie, bo postanowiłem sobie wykonać tragicznie radosną pdróż do Dźwirzyna tak, jak to było w planach. W poniedziałek zaś udałęm sę na moment do Kołobrzegu, gdzie posiedziałem z Łukaszem Milionowym i Violinistem v5 czy którymś tam, poszedłęm wziąć umowę na internet w plusie, ale zanim to przyjechałem autobusem nie tam, gdzie trzeba w Kołobrzegu, nie mogłem znaleźć taksówki, poszedłem na parking zamiast na dworzec, potem przeskoczyłem przez mórek na peron, zamiar kulturalnie przejść tam, gdzie trzeba, wyszedłem z jakąś starą babciną w moherowym berecie albo i nie z dworca, wsiadłem do taksówki, wysiadłem na miejscu, zostawiłem telefon w taksówce, a że zaqczęła się rozpędzać, włączyłem ultra speed boost i zacząłem ją gonić po zaułkach ślepych ulic kołobrzegu, by mą własność odzyskać. Odzyskałem mą własną własność i poszedłęm przepisać umowę.
Kilka wspomnień z tegoż wyjazdu pojawi się na dniach. Dobranoc
##wstęp:
W ośrodku w Laskach jestem od lat dwunastu. Zawdzięczam temu miejscu wiele dobrego. Pamiętam, jak jeszcze byłem małym gnojkiem, nie raz biliśmy się z chłopakami i nie było z tego wielkich afer. Wiadomo, ze lądowało się u pana Kierownika, ale to chyba normalne, jak się tłucze kolegę skakanką po plecach, no nie? Do czego jednak dziś dążę?
##Brak profesjonalizmu:
Doszły mnie słuchy o traktowaniu podopiecznych w internacie dziewcząt. Ja rozumiem, że można kogoś lubić bardziej, kogoś innego mniej, jednak uważam, że praca wychowawczyni wiąże się z obowiązkiem posiadania neutralnego podejścia do każdej z podopiecznych. Nie znoszę traktowania wychowanków nie na równi z innymi. No bo co to jest, Hitleryzm jakiś czy co, że jednych traktuje się łagodniej, bo się ich bardziej lubi, innych zaś traktuje się prawie jak śmieci? Bo przecież co podopieczna ma do roboty, jak nie bycie posłuszna, uległą, a najlepiej jeszcze wierzącą w jedynego słusznego? Podopieczna ma obowiązek słuchania swoich opiekunów, z tym się zgodzę. Jednak gdy notorycznie podopieczna, do której należą zadania np. sprzątania, czy ubierania się we właściwy sposób, w bądź co bądź Katolickim ośrodku może olewać sobie swoje obowiązki, ponieważ wychowawczyni lubi ją bardziej, niż jej koleżankę, a druga ma za to cierpieć, bo przecież nie jest posprzątane, a druga stwierdziła sobie, ze pojedzie sobie wcześniej do swojego chłopaka, bo przecież i tak nie zdaje, wiec jaką jej to zrobi różnicę? Na sucho uchodzić ma również gadanie, że „Od następnego roku może trochę częściej przychodziła będę do szkoły, to będą mnie bardziej lubić, a i tak będę miała na wszystko wyjebane” według mnie oczywiście, to tylko moja opinia, świadczy tylko o braku profesjonalizmu ze strony wychowawczyni. Jestem może zbyt radykalnym człowiekiem i może mam za twarde podejście do pewnych spraw, jednak mam prawo uważać, ze podopieczne powinno traktować się na równi. Nie w sposób, że jedna jest „idealną” podopieczną, zawsze się słucha itd. A tak naprawdę ma wyjebane na wszystko, wyrobiła sobie dość dobrą opinię wśród wychowawczyń, pomimo tego, że prywatnie jest po prostu zwykłą suką. Druga zaś jest grzeczna, poukładana, nie daje dupy na lewo i prawo, a ma wszystko robić za tą księżniczkę, której przecież wszystko będzie zawsze podsuwane pod nosek. Jakim prawem, przepraszam?
Jesteśmy w ośrodku ponoć Katolickim, dla którego cenne są pewne wartości. Ja tego jednak tak nie widzę. Wystarczy kogoś tu lubić bardziej, a będzie on miał ułatwione życie. Świadczy to o braku profesjonalizmu. Ja rozumiem. Można sobie kogoś lubić, prywatnie! A nie przekładać to, że się kogoś lubi bardziej i pobłażać mu w sytuacjach, w których się nie powinno na życie w internacie, A świadczyć o tym mogą słowa, że przecież „ja Cię lubię, wiec nie poniesiesz żadnej kary”… No i co to ma być!
Można by rzec, że przecież „Możesz sobie zmienić szkołę, jak Ci coś nie pasuje” nieprawda. Każdy ma prawo pobierania nauki tu, gdzie go przyjęli i nauczyciele są idealni. Nie zgadzam się wiec ze stwierdzeniem, że jak komuś coś nie pasuje, musi odejść.
Grożenie, że „albo idziesz na kolację absolwentów, albo fora ze dwora” i o czym to świadczy? Że co? Że niby nie można wcześniej jechać do domu, skoro i tak się odchodzi z ośrodka, bo trzeba być an kolacji absolwenta… A w przeciwnym wypadku, jeśli się pojedzie do domu w dzień, w który jest kolacja absolwenta, dzień wcześniej, nieważne, która godzina, czy jest ładna pogoda itd. Podopieczna ma się wynosić… Brak słów.
##podsumowanie:
Zawdzięczam temu miejscu wiele dobrego. Wychowawcy w moim internacie są bardzo dobrzy, można z nimi pogadać o wszystkim i pomimo tego, ze kogoś może lubią bardziej, a może nie, starają się traktować wszystkich na równi, czego nie mogę powiedzieć o internacie dziewcząt.
Tęsknotę może wzbudzić nawet puszczony od tyłu dźwięk startu Windowsa Whistler, który przecież nigdy się nie ukazał.
A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że lubiłeś testować stare systemy, a tego już nigdy nie przetestujesz, hoć znalazłem możliwą do instalacji płytę z tym ustrojstwem.
Robota w korporacji!
Witajcie!
Dzisiejszego dnia nastąpił mój pierwszy dzień pracy, za którą mi nikt nie zapłaci.
EMR, S3, Spark. To są moje zagadnienia na całe życie.
Alternatywna rzeczywistość
Prawdopodobnie jechaliśmy jakimś autokarem, jednak ta rzeczywistość nie przypominała w żadnym stopniu XXI w. Wszędzie jakieś wraki pospychane z ulic na pobocza, radio Białystok jednak odbierało. Michał S wygrał jakąś wycieczkę, chociaż rpzeciez nigdy tej stacji nie słuchał. Nie wiem po co prosili go o nr pesel, miał przecież tylko zglosić się po odbiór nagroy… Każdy z nas uznał to za niesprawiedliwe i chciał go stłuc. Normalnie jak w komunie
***
Zza okien rozległ się dźwięk syreny policyjnej, ów dźwięk zbliżał się. Wszyscy domownicy zaczęli pospiesznie konstruować barykadę. Nie chcieli wpuścić funkcjonariuszy do środka. Byli straszliwie przerażeni. Policja pewnie musiała dać im się ostro we znaki, skoro się tak bali. Dom zresztą nie był w najlepszym stanie, a te barykady i tak nie powstrzymałyby nikogo przed wtargnięciem do środka. Na schodach stały jakieś pufki, które przecież można było przesunąć lub nad nimi przeskoczyć. Nikogo przecież to nie powstrzyma. Nigdzie nie mogłem znaleźć cioci, która przecież w tym domu powinna być. BYła tam tylko moja babcia, ja i ktoś jeszcze, teraz już nie pamiętam, kto chyba Agnieszka. Ale to nie była TA Agnieszka. Zero wrażliwości, Zero przeżywania wszystkiego, w ogóle jakaś taka wyprana z uczuć była, ciekawe dlaczego. Pewnie ta cała rzeczywistość i życie w niej dłuższe, niż ktokolwiek inny w taki sposób ją ukształtowały.
Policja szukała jakiejś rodziny alkoholowych uzależnieńców, którzy znęcali się nad swoimi dziećmi. Ale ja byłem pewien, że to nie może być moja rodzina, bo przecież nie wszyscy tam pili.
Po odjeździe policji znalazła się ciocia, która okazało się, że cały czas yła w kuchni. Tego drugiego wyjścia z kuchni te nie pamiętam. Przecież normalnie znajduje się tam okno. Parter był w normalnym stanie, zresztą tak, jak teraz. Poszedłęm z ciekawości na górę po trzeszczących, jak nigdy schodach. Schody te zresztą też były dziwaczne, którkie jak szczeble w drabinie i strasznie wysokie. A przecież miałem do pokonania dwa piętra. Wlazłem na pierwsze piętro, a tam znowu barykada z pufek. Przesunąłem ją, przeszedłem na drógą stronę i zasunąłem je z powrotem, następnei zacząłem wspinać się na drugie piętro po jeszcze bardziej trzeszczących szczeblach drabiny. Wlazłem na górę trzymajac się chwiejącej się barierki i wszedłęm do pokoju. Za oknem znów dało się słyszeć sygnał jadącej policji. W pokoju był mój brat. Rozmawiał z kimś przez telefon. Ale to nie był mój rzeczywisty brat. Głos miał bardziej zmęczony życie, mówił, że wróćił właśnie z pracy. Rozejrzałęm się tam trochę i zorientowałem się, że góra nadal nie jest wykończona, co swoją drogą jest ciekawe, bo od kilkunastu lat w świecie rzeczywistym na samej górze da się normalnie mieszkać. Zabita deskami otynkowana ściana zagradzała przejście do pokoju mojego brata i kibla, znajdującego się przy tymże pokoju. Następnie mój brat stwierdził, ze odwiezie nas z babcią do domu. W tamtym momencie chciałem już się tylko obudzić. Nie da się opisać wszechobecnego strachu, smutku i przygnębienia tam panującego, jest to po prostu niemożliwe. Schodząc po schodach przede mną ktoś uciekał nie wiem, kto to był. Wie, ze na samym dole mój brat wpad w jeszcze większą rozsypkę, niż na górze. Wziąłem więc 2 cienkie papierosy od babci z myślą, ze choć w rzeczywistości dawno już nie paliłem prawdziwego papierosa, musze wyjsć i zapalić, bo ten stan wszechobecnego przygnębienia doprowadzi mnie zaraz do nerwicy.
Obudziwszy się zastanawiałem się, czy to był tylko parchawy sen, czy w rzeczywistości moim bliskim jest tak ciężko. CHoć nie wiem, czy w rzeczywistości tak barzdo boją sie policji…