Najlepszego z okazji dnia kobiet, wszystkim czytelniczkom tegoż bloga 🙂
Słonko świeci dziś dla was, a jeśli akurat nie świeci, to na pewno wstanie.
Bądźcie piękne i kochające takie, jakie jesteście teraz.
Witam.
Hm, miało być dzisiaj o czym innym. Cóż. Palenie papierosków i te sprawy, postępy w rzucaniu nałogu, zbywanie ludzi itd.
Ale będzie o czym innym.
Ludzka przemijalność jest rzeczą normalną. Ludzie się rodzą, są dzieciątkami, spragnionymi kontaktu z rodzicami, łaskotania po brzuszku, mleczka z cycuszka itd itd.
Dzieci dojrzewają. Powstają przyjaźnie, zaczątki miłości, a potem niektóre z nich przeradzają się w coś głębszego.
Miłości również przemijają. Te, które były skazane na zaginięcie w odmętach nienawiści, te, w których gdzieś zawiodła komunikacja i te, które po prostu nie mogły przetrwać.
Przyjaźnie, jeśli są prawdziwe, powinny przetrwać wszystko. Wiadome jednak jest to, że ludzie chcą szukać nowych wrażeń, lub po prostu nie radzą sobie z pewnymi rzeczami. To jest normalne. Człowiek choruje na różne rzeczy, typu deprecha albo cóś innego. Mam racje?
Czasem mamy dość. Odcinamy się od ludzi nas otaczających i pogrążamy się w samotni. Chcemy przemyśleć sobie pewne rzeczy, które do tej pory się wydarzyły, czyli w których braliśmy bezpośredni, lub pośredni udział.
Inną rzeczą jest zrozumienie. Zrozumienie motywów nami kierujących. Niestety, niektórzy nie potrafią zrozumieć pewnej decyzji, więc z góry po tym wydarzeniu skazują Cię na unicestwienie w swoim gronie.
Tak samo jak z miłością. Możemy się przestać dogadywać, Już się nie kochamy lub nigdy nie kochaliśmy, więc musimy się rozejść. Kto będzie najbardziej cierpiał? Ten, kto najbardziej kochał, rzecz jasna. Bo tego, który nie kochał nie ruszy to wcale, o ile jest "bezduszny", a wiadomo, że ludzi bez duszy nie ma. No chyba, że o czymś nie wiem.
Tak naprawdę wszystko zaczęło się od śmierci człowieka, którego uważałem za brata. I nie, nie chcę się tu usprawiedliwiać, bo nie po to jest ten wpis. Ot taki luźno refleksyjny wpis nad ludzkością i zachowaniami społecznymi.
Lecz niestety coś w tym jest. Od tamtego momentu mam coraz bardziej dość. A to, że ludzie nie potrafią tego pojąć, i nie potrafią pojąć decyzji mną kierujących, to przepraszam bardzo, ale to nie jest wina ich.
Dzisiaj chciałem wam opowiedzieć o projekcie superVPS.
Otóż projekt SuperVPS powstał gdzieś ok sierpnia / września 2013. Na samym początku zrzeszał on niezbyt wiele osób. BYł na pewno @longshoot, któremu z tego miejsca oficjalnie dziękuję za wsparcie przez te wszystkie lata. był @violinist wtedy znany ako miet. I tak naprawdę to chyba tyle.
W latach późniejszych superVPS przekształcił się w nvps, znany wam do sierpnia 2018. Przybywali nowi ludzie, a w 2017 r. staliśmy się oficjalnym Polskim serwerem tt5.
I co się zmieniło?
Ludzka nienawiść, która mnie przytłoczyła panująca na serwerze, w gronie administratorskim należy nadmienić. Chęć udowodnienia, że zrobiłoby się lepiej, niż wszyscy inni. Brak doświadczenia, zapewne w przyszłości poskutkuje czymś podobnym, z czym boryka się teraz nvps.
Moje odejście z administratorstwa nvps ze względu na ludzi, którzy nie potrafili się porozumieć.
Dlaczego wspomniałem o Krzyśku?
Ano dlatego, że od pewnego czasu @violinist przestał być administratorem, i w tatym momencie mu odbiło. zrobił myk ze zmianą hasła do panelu domenowego, w którym jest wpięta domena nvps (I zaraz będzie, że mogłem szybciej ją przepisać, no ale kto wiedział, że tak się stanie.). Został więc zbanowany. Ustaliliśmy więc z administratorstwem, że Mietek dostanie bana na przynajmniej 4 miesiące.
Potem jednak coś mnie tknęło.
Wiem, ze zrobiłbyś to samo, co ja.
Nikt nie znał go tak długo, jak ja, i nikt nie zarzuci mi, że podjąłem tę decyzję bezpodstawnie i bezprawnie. Ja! byłem założycielem tego, nie wy.
Ja! najwięcej wkłądu psychicznego i materialnego w to włożyłem, nie wy.
Ja! konfigurowałem wszystko od każdego padu do padu, nie wy.
A wy teraz robicie mi takie cyrki?
Na własnym podwórku jest rebelia. Ludzie dzielą się na 3 frakcje.
Ale o co właściwie chodzi?
Ano odbanowałem Mietka. Wspólnie ze Skydarkiem podjęliśmy takową decyzję nie informując o tym reszty. Tak wiem, to błąd. ALe ja nie musiałem się nikomu tłumaczyć, A Skydark uczyniony przeze mnie prawą ręką również obowiązku takowego nie miał.
Wiem, to złe. Wiem, to błąd. ALe nie cofnąłbym czasu. I uwierzcie mi lub nie, Krzysiek zrobiłby prawdopodobnie to samo. Z tym, ze on wyjaśniłby wszystko spokojniej niż zrobił to Skydark za mnie.
Ja zrezygnowałem, dlaczego?
Mam zaległy semestr z matmy do poprawienia. Gdyby nie to, że to w dodatku rozszerzenie, to miałbym to w dupie i był tam nadal.
Dochodząca do tego nienawiść, nieumiejętność porozumienia się również zniechęciła mnie do prowadzenia jakże niegdyś zaszczytnej funkcji administratora SuperVPS/nvps
Teraz,?
Dawni ludzie już zniknęli. Nie ma ich i prawdopodobnie nigdy nie wrócą.
To również moja wina, nigdy nie powiedziałem że nie.
I tak, może jestem tchórzem. W imieniu całej administracji (tej dawnej) SuperVPS/NVPS chciałbym podziękować wszystkim, za uczęszczanie na nasz serwer.
Dlaczego taki tytuł?
Ano dochodzi do tego zamknięcie Eltena. Możenie byłem jakoś mocno związany z projektem, jednak wyrzucałem gdzieś tu swoje żale. Z przykrością więc przeczytałem informację o CZASOWYM! zawieszeniu projektu. Oby wrócił!
I oczywiście jak to ja, nie mogłem powstrzymać się od sarkastycznych / dokuczliwych postów, za co bardzo przepraszam.
No cóż, to chyba tyle ode mnie.
Pamiętajcie, ze najprostrzy błąd może spowodować to, że stracicie wszystko, na co sobie pracowaliście.
Dobranoc.
Wszyscy jedzą pączki, a ja…
Jak to jest, że gdy człowiek jest glodny, i pomimo rzucania nałogu papierosowego o czym będzie w dzisiejszym nagraniu głosowym, czlowiek chudy taki jak ja, nie ma prawa zjeść ani jednego?
Jak to jest, że w pokoju nauczycielskim stoi sobie kwadraciane pudełko pączków, gdzie ja bym sobie je zjadł, i moja nauczycielka od programowania i UTK je sobie pączka na moich własnych oczach, a ja nie mogę zjeść ani jednego?
Jak to jest, że #denis333 zjadł sobie już pączki 3, a żywek nie zjadł ani jednego?
Jak to jest!
##popadam w rozpacz!
Błągam was, przyjaciele, załatwcie mi chociaż jednego pączka… Nawet mrożonego z Kauflanda… CHcę pączka zjeść…
Smuteczek.
Tak bardzo chciałęm
Tak bardzo pragnąłem podczas ostatniej studniówki napisać wpis o kolejnym stanie załamania nerwowego, ale wiecie co?
Poszedłem tańczyć i zrestartował mi isę komputer. A tammiałem napisane już dość sporo wywodów na temat ludzkiej egzystencji, marnowania życia i takich innych bzdurach, naewt o śpiewie SKydarka było napisane…
ALe komputer i się zreestartował a na razie jestem spokojny i gdzies tam czuję, że jak nie dziś, to na pewno kiedyś wszystko będzie lepiej. A na razie ptactwo śpiewa, piszemy z Denisem i różnych, nie zawsze poważnych rzeczach i siedze sobie na lekcji, któ©ej nie ma i jest elegancko. A, no i poprawiło mi się po tej studniówce. Ehh, co ten ruch robi z człowiekiem…
Miłego dnia, moi drodzy!
Święty Walenty – patron…
ROk temu popełniłem wpis dotyczący stosunków, wieków młodzieńczych i ewentualnego macieżyństwa.
Natomiast dzisiaj rano przeprowadziłem dosć burzliwą rozmowę z moimi współmieszkańcami, tymi standardowymi, nie tymi, z którymi mieszkałem przez ostatnie 3 miesiące, gdyż ze SKyDarkiem to już na różne tematy się rozmawiało.
Było trochę o muzyce – jak nastawia człowieka do życia, co dają nowe piosenki np. hiphopolo, gdzie śpiewa się o seksie w klubach, dupach kklaszczących tyłkami itd… Oczywiście moje poglądy na te sprawy pwinny, niektórym przynajmniej, być dobrze znane.
Jako, iż jesteśmy ludźmi, a nic co ludzkie nie powinno nam być obce, wszystko powinno być dawkowane w odpowiedni sposób. Tak samo jest z miłością. Jeśli ktoś kogoś okcha, to wg mnie osobiście oczywiście nie ma żadnych przeciwwskazań do uprawiania miłości fizycznej.
Ale teraz się motam…
Bo przecież nie o tym dziś miało być. Przecież mamy święto zakochanych!
ALe jak w dzisiejszym swiecie odróżnić jedno od drugiego? Przecież tak, jak napisałem gdzieś wyżej, skoro można chodzić do klubu i uprawiać seks bez zobowiązań, to gdzie tak naprawdę jest to uczucie, które przecież jest piękne? Kiedy możemy powiedzieć, że kogoś kochamy, a kiedy możemy powiedzieć, że chcemy się "zabawić"?
DLa mnie to, co się dzieje w dzisiejszym swiecie jest nie do pojęcia.
Raperzy, szczególnie te młode gnojki myślący, że mogą mieć każdą, bo przecież mają hajs… I wiecie co wam powiem? Wcale się nei mylą. Łatwość dzisiejszych dziewczyn mnie zadziwia. Jakim prawem dziewczyna, mająca te 15+, bo niżej to już mi się nawet nie chce weryfikować… A mam kilka koleżanek, które robią to, w czym są dobre i lubią to robić… Ja to oczywiście staram się tępić, ale potem mnie w szkole nie lubią… 😀
NO, ale o czym to ja? A, że raperzy mogą mieć wszystkie, bo łątwość zdobycia jest przerażająca. Ja rozumiem zapotrzebowanie pieniędzy, albo potrzebę fejmu wśród róœieśniczek, ale to, co się wyprawia jest skandaliczne.
Apeluję do was, moje drogie czytelniczki, o ile jakieś są!
Nie sprzedawajcie swoich ciał dla pierwszego lepszego "bekaKSH" albo innego pseudoraperzyny, czy innego popularnego w wielkim świecie muzyka, poety czy innego informatyka tylko dlatego, że będziecie popularne wśród swoich rówieśniczek. Gdzie się podziały te piękne gesty, jak np. bycie przy kimś nieco dłużej, niż tylko godzina czy dwie w łóżku, tak proste gesty, jak np. wręczenie bukietu kwiatów dla wybranki (ALE NIE TYLKO PO TO, BY ZACIĄGNĄĆ JĄ DO ŁÓŻKA), gdzie się podziało to oparcie, które kiedyś ludzie mogli mieć w sobie, no gdzie?
Czy naprawdę liczy się teraz tylko zaspokojenie seksualne?
CO się z nami dzieje, ludzie! Gdzie my zmierzamy w tym pędze zaliczenia wszystkiego, co się rusza…
Ja rozumiem, że faceci uwielbiają piękne kobiety. Jednak wszystko powinno mieć swoje miejsce i swój czas.
Jeśli partner nie potrafi uszanować tego, że dziewczyna chce poczekać do ślubu i tylko przez to kończy z nią związek, to tak naprawdę nie był wart nawet jednego westchnięcia.
Albo jeśli partner nie potrafi uszanować tego, ze dziewczyna chce poczekać do ślubu i w pewnym momencie związku udaje mu się w jkaiś sposób przekonać partnerkę do współżycia, to też nie jest on wart ani jednego westchnięcia…
Ale pisałem o tym, jak ja to lubię nazywać, globalnym kurestwie.
Co się z nami dzieje, ze dążymy tylko do tego, by mieć fejm, bo przespaliśmy się z nasyzm ulubionym muzykiem?
A potem się tym przechwalamy…
Albo to, co się robi w tych serialach. Wczoraj wychodząc z domu, bo przecież do Lasek kiedyś trzeba przyjechać, na jakimś kanale leciał jakiś durnowaty serial, gdzie matka prosiłą swoją nastoletnią córkę, swoją drogą ta aktorzyna jakaś naprawdę taka strasznie dziecinna była, że jak pojedzie na wycieczkę, to żeby nie uprawiała seksu, bo przecież jest jeszcze na to za młoda. Prosiłą również, o ile oczywiście dobrze pamiętam, żeby nie brała przykładu z niej, czyli z tejmatki. Bo skoro rodzic ma jakeś trudne doświadczenia z tym, np. matka zaszła w ciążę wieku tych piętnastu lat i teraz, w wieku tych lat trzydziestu stara się przestrzec swoją córkę prezd tym, co sama zrobiła… No bo pomyślcie. Zmarnowana edukacja, krzywe spojrzenia itd.
A ta niewdzięczna smarkula ma to głęboko, i to dosłownie, w dupie… I i tak robi to, na co ma ochotę.
Jak to się stało, ze nasi rodzice przestają być dla nas autorytetem i ich słowo, które kierują do nas, które ma na celu zapobieganie pewnym zjawiskom, które sami prezżyli mamy dosłownie gdzieś? Co się dzieje z ludźmi? co my mamy w glowach takiego, że ciągnie nas do wszystkiego, co robią inni?
Ja np. takie dziewczyny postrzegam w dość … nie do przyjęcia sposób w pewnej grupie społecznej. Dla mnie jest to radykalne, chyba, ze się źle wyrażam.
DLa mnie dziewczyna, która szuka sobie faceta tylko na jedną noc i to już od młodych latnastoletnich, gdzie kończy te piętnaście lat i uważa, że prawnie to ona może już spać kiedy chce i z kim chce, nie ma jakiejkolwiek wartości na stworzenie sensownego związku. nO bo tak naprawdę ja nigdy nie będę miał pewności, że ona mnie nie zdradzi.
I zaraz będzie oburzenie. Że przecież jak to! Jak kochasz, to powinieneś być pewien tego, ze ejst z Tobą szczęśliwa i Ty jej wystarczasz!
Nieprawda. I wmawianie mi, że każdy może się zmienić tylko pod wpływem jednego chłopaka, który sobie daje jej wleźć na łeb, jest chore. Chyba, że to ja jestem jakimś dzikusem.
Tak samo jak nie uważm, że osoba która miała całe życie z górki, która byłą rozpieszczana, gdzie tu już kiedyś o tym pisałem, chyba z 3 wpisy lub 4 wstecz, wszystko jej rodzice pod nosek dawali, i co najgorsze, ta osoba też jest łatwa… BO innego słowa tu się użyć nie da… Ale ma w głowie na tyle czegoś, że potrafi sobie owinąć wokół palca nawet najtwardszego również prawdopodobnie nigdy się nie zmieni. CHyba, że ktoś kiedyś kopnie ją w dupsko. Czy raczej życie zweryfikuje to, że nie zawsze możemy liczyć na innych…
NO cóż. Pływam od tematu do tematu, prawdopodobnie nie końćząc myśli poprzednich… Za to was przepraszam, moi drodzy czytelnicy.
No, więc jak to jest? Kogo jest ten Święty Walenty patronem, bo ja już się powoli zaczynam gubić w tym wszystkim?
Anonimowy obywatel
Nie, dzisiaj nie będzie nic poważnego. Chociaż to zależy, jak patrzeć na ten wpis.
Chwaliłem się gdzieś w wątkach na forum, że mam UV82. A dzisiaj przyjechałem do Warszawy, więc postanowiłem sobie sprawdzić przemienniki.
Połączyłem zię z warszawskim SR5WA rpzemiennikiem fm i powiedziałęm dobry wieczór. Generalnie nie spodziewałem się zbyt wielkiego odzewu, bo już na przemiennikach i tych falach 70cm to się w analogu raczej mało rozmawia. Jakież więc wielkie zdziwienie mnie dopadło, gdy ktoś mi odpowiedziaół! Odowiedział mi dobry wieczór!
Porozmawiałem sobie chwilkę z owym ktosiem do momentu, gdy powiedział coś o zdonosach i podał swój kod. Na co ja stwierdziłem, że spokojnie, nikt na nikogo nie będzie donosił, on powiedział, że coś tam jest spokojny i zapytał mnie o moją nazwę. Ja podałem swoje imię :D, no bo zapytał jak się nazywam, a chodziło o kod uzyskany na licencji krótkofalarskiej, a jako iż nie mam licencji przedstawiłem się i poszedłem sobie stamtąd.
No, i teraz czekam na donos.
Sprawowanie urzędu ministra było dość skomplikowane, szczególnie w tym ogarniętym wojną kraju, gdzie czarodzieje szukali wszystkiego, by „udupić” własne rodziny, przynajmniej tak twierdził Gregory, który, jak zwykle, siedział samotnie w swoim gabinecie na pierwszym piętrze ministerstwa magii, mieszczącego się w Londynie. Starał się rozwiązać problemy, które piętrzyły się coraz bardziej, jednak sprawiało mu to nie lada trudności. Sprawa zbiegłych śmierciożerców, zaginięcie jego brata wraz z jego przyjaciółmi, spotkania zakonu Feniksa, to wszystko przyprawiało go o zawroty głowy. Papiery mnożyły się i mnożyły, a swojego starszego sekretarza już dawno zwolnił twierdząc, że nie nadaje się do wykonywania swojej pracy. Przedstawiał on bowiem zbyt nudne sprawozdania z wykonanej pracy, dochodził do zbyt przewidywalnych wniosków, nie wykazywał również żadnej inicjatywy, a także nie chciał współpracować z ministrem. Od razu po przejęciu przez Gregory’ego tego urzędu, Percy Weasley wpadł do jego gabinetu twierdząc, że nie godzi się na tak drastyczną zmianę prawa, gdyż jest to niezgodne z paktem podpisanym między rasą ludzką, a innymi magicznymi istotami w którymś tam i którymś tam roku, w wyniku porozumienia pokojowego pomiędzy jednymi, a drugimi. Gregory nie miał ochoty się w to wgłębiać. Skoro jednak Weasley nie chciał zgodzić się na jego modyfikacje, musiał się go pozbyć. Od tamtego momentu minister musiał męczyć się ze wszystkim sam. Wiedział, że przynajmniej pięć minut przerwy by mu się przydało, a zasady bhp jasno twierdziły, że pięć minut przerwy po każdej godzinie ciężkiej pracy przy biurku musiał odbyć, toteż Gregory wstał z ledwością od swego wielkiego, zasłanego papierzyskami biurka i wyszedł z gabinetu, zamykając drzwi i zabezpieczając je najwymyślniejszymi zaklęciami ochronnymi, iluzyjnymi i wszystkimi innymi, które mogły zniechęcić potęcjalnego włamywacza od podjęcia próby włamania do najważniejszego gabinetu w ministerstwie. Ruszył w kierunku windy, a po dotarciu na miejsce przywołał ją przyciskiem i słuchał jęków i łomotów metalowego pudła przez zamknięte drzwi, jadącego w jego stronę. Drzwi otworzyły się. Gruby mężczyzna wszedł do środka, roztrącając łokciami czarodziejów, ciasno poupychanych w małym wnętrzu. Jakiś podrzędny pracownik ministerstwa magii burknął coś do ministra, jednak środkowy palec tegoż szybko go uciszył. Wysiadł w atrium i ruszył w kierunku kominków, by wyjść na zewnątrz. Odepchnął jakiegoś biegnącego mężczyzne tak mocno, że tamten się przewrócił, a Gregory nic sobie nie robiąc z bluzgów pod jego adresem, wbiegł do kominka i już po chwili wynurzył się z sedesu zamkniętej kabiny toaletowej na powierzchni. Wytoczył się z kibla i otworzył zamknięte drzwi jednym machnięciem różdżki. Postanowił udać się na Grimmauld Place 12, jednak najpierw musiał kupić sobie jakieś jedzenie, gdyż w jego wielkim, pustym brzuchu strasznie mu burczało. Udał się więc w kierunku najbliższej budki z kebabem, a po dokonaniu zakupu, pogryzając sobie ów mugolski, ale jakże dobry przysmak niedoceniany przez wielu czarodziei, ruszył szybkim truchtem w kierunku Grimmauld Place.
Pewnego słonecznego, albo i nie… dnia narzekano, że mało jest wpisów o ludziach, którzy mają leipej niż ja i sobie z tymnie radzą. Postanowiłem więc dziś popełnić takowy wpis. Wiadomą sprawą jednak jest to, że ja, jak każdy człowiek, choć wielu pewnie wątpi w to, że jeszcze człowiekiem jestem, mylić się mogę, więc prawdopodobnie będzie trzeba to wszystko, co tu napsizę wziąć w cudzysłów, choć powiem wam, że z mojego doświadczenia, teoretyzując, ze znajomości z hipotetycznym człowiekiem, którzy ma za dobrze, nie wygląda to za ciekawie.
Przejdźmy więc do sedna.
Rodzice starają się bardzo wpoić nam pewne wartości, o których później to tak naprawdę my zdecydujemy, co z nimi zrobimy. Mozemy zaakceptować je, starać się zrozumieć w młodości, a pojąć je dopiero gdzieś przed wiekiem dorastania. Celowo nie użyłem tu terminu "dojrzewania", gdyż sądzę, że nijak się ma do tego, co chcę przekazać, bo dojrzałość jest różna. CHyba, że móœimy o emocjonalne, no to OK, możemy użyc tego terminu.
Do epwnych decyzji po prostu dorasta się z wiekiem. Możemy uważać za coś zabawnego w wieku tych nastu lat zakładanie nauczycielom kosza na śmieci na głowę, jednak za te kilka lub kilkanaście lat na pewno, przynajmniejtak sądzę, stwierdzimy, że takie zachowania są szczeniackie i świadczą nie o naszej dojrzałości, a wręcz przeciwnie.
Tak samo jest z dziećmi tych, jakby to… Lepiej ustawionych… Zamorzniejszych… Szlachty… Uważających się za lepszych… rodziców, będących w stanie zapewnić swoim dzieciom dobrobyt niemalze po kres ich egzystencji.
Trochę poteoretyzujmy.
Znam ja kolegę, któ©y od dzieciństwa wychowywany był, jak książę. Wszystko kręciło się wokół niego. Gdy potrzebował czegoś od rodziców, prosił ich o to, czy raczej niemal żądał, wszystko od razu dostawał. Jak więc myślicie, jak to wpływa na przyszłość tego człowieka? Jak wpływa na zdolność podejmowania przezeń decyzji dotyczących samego niego? Jak to kształßuje tego człowieka?
I tu odpowiedź jest jasna, przynajmniej dla mnie, teoretyzując oczywiście.
W dorosłym życiu ów człowiek nie będzie sobie w stanie poradzić z otaczającą go rzeczywistością. No bo przecież jak? Jeśli wychowywany był tak, że wszystko miał pod nosem? W jaki sposób ów człowiek ma sam zrobić wszystko dookoła siebie?
Prosty przykład:
Mieszka sobie kilka osób w domu. Ów człowiek wychowywany jak książę i jego przyjaciele. Do pewnego momentu, żeby przypodobać się jego współlokatorom pomaga im w domu itd. Ale gdy zobaczył pierwszą większa inicjatywę ze strony swoich współlokatorów, postanowił sobie odpuścić. No bo przecież skoro zrobili coś raz, to przecież nic im się nie stanie, jak zrobią to kilka następnych razy, a ja za jakiś czas się ogarnę. Mijają tak dni i miesiące, a ów człowiek, oczywiście nadal teoretyzując, z dnia na dzień coraz dalej odkłada sobie pomoc w pracach domowych…
I co wtedy mają myśleć jego współdomownicy? Najprostrzą opcją jest tutaj wyprowadzka z powrotem do miejsca, w któ©ym się mieszkało uprzednio.
Tk więc… Pozostawiam wam kilka przemyśleń. Jakieś Pytania? CHętnie odpowiem.
Oczywiście wiadomą sprawą jest to, ze te osoby prawdopodobnie mogą chcieć coś zrobić ze swoim życiem, jednak nie wiedzą jak się do tego zabrać, i albo są zbyt dumne, by poprosić o pomoc, albo się po prostu boją.
Siedzisz sobie na fotelu myśląc o tych wszystkich rzeczach, które miałeś w życiu, a które Ci zniknęły w ostatnim, lub nieco dalszym czasie. Siedzisz i myślisz, co tak właściwie masz napisać, bo przecież nie pisałeś tak długo czasu. A potem orientujesz się, że przecież miałeś nie pisać. Niech sobie myślą, że u Ciebie już wszystko w porządku. Niech myślą, że jesteś nie do zagięcia człowiekiem. Niech myślą, że jesteś tym, kim byłeś – wiecznie zamkniętym w sobie idiotą. Tyko iedy taki byłeś? Przecież mas ztu 9 stron wpisów, w których niemal ciągle się na coś żalisz. Więc pewnie myślą o tobie, że jesteś słaby. Że na forum z Twojego konta pisze już zupełnie inna osoba. A może twierdzą, że masz rozdwojenie jaźni? Że jak CIę ostatnio widzieli, to Twoje ciało posiadłą zupełnie inna dusza, i że wreszcie się ogarnąłeś?
Albo myślą, że wreszcie znalazłeś sens życia, że znalazłeś tak poszukiwane szczęście i nie musisz już wylewać swoich żali na blogu, którego nawet nie sprawdzają.
Ślepcy.
Nie wiedz, bo i skąd mają wiedzieć, że człowiek zakłada wiele masek na wiele okoliczności? Nie wiedzą, bo przecież im się żyje dobrze. Mają domki, kochające mamusie i obiadki pod noskiem… I żadne przyziemne, jak to oni je nazywają sprawy ich nie dotyczą.
Albo mają pracę. SIedzą w studiach i nagrywają nowe jingle do rozgłośni radiowych… I trzepią hajs, a Ty siedzisz teraz tu sam, choć przecież obok jest SKyDark, który też powinien o wszystkim wiedzieć.
Ale SKyDark wie. SkyDark zna ludzi. SkyDark zna ból i SkyDark widział Cię wtedy, stojącego w kościele z bólem w oczach i łzami cieknącymi po policzkach jak woda z rynny.
Ale to już mniejsza. Bo przecież musisz być człowiekiem wiecznie dającym wszystkim tylko to, co chcą usłyszeć. Nie możesz im nigdy powiedzieć prawdy prosto w oczy, bo się obrażą.
A może jesteś szaleńcem? Moze popadłeś w tak daleko posunięte szaleństwo, że w tym momencie sam już nie wiesz, co piszesz? Może potrzebujesz psyhiatry, renomowanego, drogiego psyhiatry który przepisze CI silne leki antydepresyjne, które przecież i tak Ci nie pomogą bo żadnej depresji nie masz?
A wśród tych wszystkich ludzi są osoby, które wiedzą dokładnie to, co ja wiem. Które wiedzą, ze życie nigdy nie jest usłane chipsami. Że życie nigdy nie jest i nie będzie łatwe. Ludzie, którzy męczą się z problemami bardzo podobnymi do moich problemów, choć niektó©zy pewnie nazwaliby je "narzekaniem". N bo on przecież wszystko ma. Niestety nie.
Inni skierowaliby mnie do kościoła. Pomódl się" tak by mi powiedzieli. Tylko że Bóg mnie opuścił już dawno temu i na razie nie chce mu się wracać, by patrzeć na takiego wraka jak ja. Na człowieka, który stracił juz ten zapał do wszystkiego. Na człowieka, który nie widzi już tego szczęścia otaczającego go dookoła. Na człowieka, który tkwi tak głęboko w odmętach cierpienia, że czasem przestaje je zauważać, ale jak już spadnie na niego, to gnie go aż do samej ziemi. I wtedy tylko wycie do księżyca mu pozostało… Choc przecież pełni jeszcze nie było w tym miesiącu. Tylko zwinąć się w kłębek i zdechnąć… Bo tylko to człowiekowi pozostaje w najciemniejszych, najczarniejszych odmętach własnej jaźni.
Albo uważają, że ich zawiodłeś Przecież miałeś dobrym informatykiem być i kraść ludzką prywatność na facebookach albo w Windowsach…
A ty po prostu tu siedzisz, piszesz to i cierpisz znów, choć schowało się to tak głęboko i wypłynęło dopiero w sobotę.
A niektórzy powiedzą Ci, że możesz im o wszystkim powiedzieć, albo bardzo trudno się mówi o tym, jak nie wie się, o czym się konkretnie chce powiedzieć, bo tych spraw jest tak wiele, że ciężko znaleźć początek tego wszystkiego… ALbo czujesz coś takiego, czego po prostu nie da się opisać ani słowami, ani słowami.
Ale cały czas jesteś. Nieco bardziej zniszczony, nieco mniej uśmiechnięty niż ostatnio, ale nadal jesteś. I z dużo mniejszym zapałem do nauki i do życia w ogóle.
Co, albo kto to tak właściwie jest.
Wiele spekulacji było przez te wszystkie czasy, choć nie jestem pewien. Na ten temat głoszono wiele teorii, że niby Bóg jest wszędzie, w każdym z nas. Po części można tak powiedzieć, jednak nie do końca wygląda to tak, jak każdy z nas uważał do tej pory.
Jedną z najbardziej podstawowych rzeczy, która trzyma ludzi przy zdrowych zmysłach jest możliwość wiary w coś. Owym czymś może być Wielki Spaghetti, Jezus Chrystus schodzący z Krzyża i wycinający w pień wszystkich łącznie z Piłatem czy inne propagandowskie brednie, jakie można sobie tylko wymyślić. To, co tu stwierdzę również może zostać uznane jako propaganda i coś, co wymyślił sobie zrozpaczony szaleniec
Wpadając na ten pomysł w trakcie lekcji stwierdziłem, że jest on całkiem ciekawy, ale jak zwykle nic nie tłumaczy. Co w ogóle cokolwiek może wytłumaczyć?
Bóg to tylko ludzka wiara. Może to być tak samo jakiś przedmiot, którego będziemy uważać za Boga, jak i jakaś nadprzyrodzona siła, która na pewno gdzieś tam jest, co do tego nie mam wątpliwości. Ja to postrzegam jednak nieco inaczej. Po śmierci dusza człowieka nadal żyje. Jest wiele dowodów na to, że ludzie widzieli własną śmierć. że unosili się i patrzyli na swe ciała z góry. Niektórzy twierdzą również, że byli w tunelu, gdzie na jego końcu było światło. Tego też nie neguję.
Bóg to suma wszystkich ludzkich dusz na tamtym świecie. Na świecie, od którego jesteśmy tak daleko, a jednocześnie tak blisko. Na świecie, do którego też możemy się dostać, wystarczy nieco silnej woli i samozaparcia.
Energia… Tak, ta miłość, która jest niemal wszędzie tam, gdy zagłębimy się trochę bardziej pochodzi właśnie z tej istoty. Choć czy można nazwać ją istotą? Przecież to my tworzymy Boga. A skoro my tworzymy Boga, i jest on sumą wszystkich ludzkich istnień, to co w takim razie dzieje się ze świadomością człowieka po tamtej stronie?
Ktoś gdzieś kiedyś pisał, że nic nie istnieje. I to byłoby najsensowniejszym wytłumaczeniem. Nie mam pojęcia, jak wielu z was, co się tam dzieje, czy też co się tam nie dzieję. Mogę jedynie spekulować.
Jesteśmy wszystkim i niczym jednocześnie. Jesteśmy całym wszechświatem nędznych śmiertelników, którzy i tak do nas dołączą. Przyglądamy się wszystkiemu z góry płacząc nad ludzką głupotą. Patrzymy, a przychodzą takie momenty, gdzie już nie możemy sobie poradzić z tym, że ludzie są tak głupi i nie patrzą na to, że swoimi czynami, swoim postępowaniem krzywdzą innych ludzi. Wtedy musimy dać o sobie znać.
http://www.idziemy.pl/wiara/cud-w-sokolce/1/
Możemy być również pojedynczymi istnieniami tam, w tym świecie ponad nami, jak i również wśród nas, w ciałach śmiertelnych, jednak gdy zachodzi potrzeba, coś niewytłumaczalnego, jak wszystko, co się dzieje w mojej głowie, dzieję się z naszymi duszami. Zbieramy się i walczymy, by pokazać ludzkości, że jest jeszcze dobro na tym świecie. Nasze wspólne doświadczenia, powielone po stokroć pokazują im, że można żyć dobrze. Wtedy ludzie się nawracają.
https://opoka.org.pl/biblioteka/H/HN/3/3post-1.html
TO są takie przykłady, o które z was wielu się na mnie nie rzuci, bo wierzycie w to, w co wierzyć chcecie. Jednakże mam świadomość tego, że to, co tu teraz wypisuję może być, i najprawdopodobniej jest, zwykłym stekiem bzdur.
A może człowiek po śmierci tak naprawdę nie odchodzi nigdzie, może pozostaje we własnym ciele, gdzie jest więźniem własnego umysłu, gdzie stara się dać znać, że przecież cały czas, przez wszystkie te godziny, minuty i sekundy, przez które próbowano go reanimować jest świadom otaczającego go wszechświata? Że wszystko słyszy, ale nie może zrobić nic…
Rozważania pozostawiam wam.