Ja rozumiem wszystko. Rozumiem że komuś tam może być ciężko, że ktoś tam mógł wiele przeżyć, że kogoś tam mogli gnębić, nie dawać spokoju itd. Ale dzisiaj chciałbym, żeby ktoś, kto zdecydowanie bardziej zna się na emocjach ludzi pomógł mi zrozumieć przypadek, o którym dziś mowa.
Na pewno są, jestem pewien, przypadki, które za młodych lat, szkół podstawowych i ówczesnych gimbaz nie miały lekko w życiu, o tym mówię nie tylko ja, bo i pseudoraperzynom też się zdarza opisywać przypadki, które pomimo gnębienia przez rówieśników były w stanie wstać na nogi, w zasadzie wbrew wszystkim i pokazać, że są w stanie sobie doskonale poradzić z wyzwiskami, i to tak wszystko się dzieje cudownie wszystko, że to zawsze ci najbardziej zgnębieni sobie doskonale radzą… Ja czegoś takiego nie przyjmuje do siebie, że wszyscy jak zwykle wszystko pokonają itd. Wiem, że są takie przypadki które oczywiście, że tak, natomiast na pewno nie wszyscy.
Następnie przychodzi już czas rozstań z gimnazjalnymi, podstawowymi czy innymi gnębicielami i na szczęście idzie do zmiany szkoły. Wiadomo, że osoba zgnębiona w zasadzie to prawdopodobnie nie zamierza zawierać żadnych nowych relacji, nauczona doświadczeniami oczywiście, że ludzie jedyne czego pragną, to jej krzywdy i jakoś słuchajcie wcale się nie dziwie tej osobie.
Przy próbie nawiązania kontaktu z kimś po przejściach w większości przypadków otrzymujemy wyraźny komunikat „Nie potrzebuję ludzi do niczego” i co to właściwie ma znaczyć? W ostatnim wpisie pisałem, że nie ma ludzi samowystarczalnych i nadal to podtrzymuje. W tym przypadku wcale więc nie świadczy to o samowystarczalności, a jedynie o tym, że jednostka przyzwyczajona do bycia ranioną przez ludzi, o których myślała, że może z nimi stworzyć jakąś relację odpycha od siebie osoby chcące nawiązać kontakt, nauczona doświadczeniem właśnie… Ale przecież to już napisałem wyżej.
Ale to nie znaczy, że nigdy nie znajdzie sobie osoby, przed którą się otworzy i to będzie tylko jedna osoba. To wcale nie zmieni tego nabytego czegoś, czego akurat nie umiem nazwać, przez które będzie unikać już następnych relacji, a środowisko zawistnych ludzi, do którego niestety trafi ponownie jeszcze potwierdzi jej zdanie i przeświadczenie pozyskane w latach wcześniejszych.
Ale jak ze wszystkim, między ludźmi zawistnymi, plotkarzami, ludźmi przepełnionymi nienawiścią do wszystkich nowych są osoby zdecydowanie inne, niż cała reszta, które wcale nie będą miały na celu wyrządzenia nikomu krzywdy.
I teraz zastanawia mnie jedna rzecz. Jak jest postrzegane odczucie dobra w społeczności. Podstawówka i podstawówka przepełniona wiecznie pragnącymi Twojej szkody idiotami, następne etapy edukacji to zdecydowanie wymieszane środowisko… A pomimo tego, że tu już nikt nie chce Cię zabić, a jedyne co ludzie robią to gadają, gadali i będą gadać zawsze, tego się nie zmieni… Wiec ten następny etap postrzegany jest jako etap jeszcze gorszy, niż ten poprzedni, w którym dosłownie wszystkiego można było się spodziewać… To dlaczego ten następny etap nadal jest zły?
Ktoś mi to wyjaśni? Chciałbym to ogarnąć moim małym móżdżkiem.
Kategoria: własne
Rozważania na temat rozważań
Jeszcze nie przeczytałem komentarzy pod moimi ostatnimi bredniami… w których to bredniach nie poruszyłem niczego wartego czytania i w ogóle sam się zastanawiałem, dlaczego ja tamto w ogóle opublikowałem, a chciałem poruszyć bardzo ważny temat, przynajmniej dla mnie, do poruszenia którego zainspirował mnie mój przyjaciel.
Poznajemy sobie różnych ludzi w naszym życiu, bo człek to zwierzę stadne przecież jest i nikt, kto będzie mi wmawiał, ze najlepiej mu samemu nigdy mnie nie przekona, bo w jakimś momencie życia i tak będzie tych ludzi potrzebował… człowiek jako jednostka sam nigdy nie jest samowystarczalny. Ktoś mu musi podłączyć bieżącą wodę, wymienić wąż w pralce czy zmienić uszczelkę przy bębnie, też w pralce… Albo wyczyścić pompę, jak się zapcha. Ktoś mu musi zamontować kran, podłączyć zmywarkę… wymienić kolanko jak się zapcha odpływ… podłączyć instalację elektryczną, dociągnąć światłowód itd. Nie ma kogoś, kto na świecie umie i ma uprawnienia do tego, żeby zrobić absolutnie wszystko sam, a przynajmniej ja nie słyszałem nigdy o niczym takim. Oczywiście, ktoś może bardziej lubić samotność, bo jest osobą zamkniętą w sobie i jedyne, czego potrzebuje do życia to żarcia, srania i powietrza oraz spania, a rzeczy inne liczą się mniej, i nigdy nie mówiłem, że nie ma takich ludzi, bo gdzieś do 2017 czy końcówki 2016 też mi tylko tyle było potrzebne. A, i jeszcze komputer oczywiście.
Dzisiaj, a raczej w sobotę, nie o tym miało być.
Poznajemy wielu ludzi i pośpiech w zawieraniu relacji mnie przerażą. Np, dziewczę poznaje sobie chłopaka i zamiast normalnie z nim rozmawiać, zbudować jakieś przyjaźni fundamenty, żeby ewentualnie potem próbować wchodzić z tym kimś w związek, postanawia oczywiście zrobić inaczej… Nie, lepiej wszystko załatwić szybko. Podchodzi od razu do faceta z myślą, że przecież zakręcę dupą to będzie mój… a co z tego, ze wiązek rozpadnie się po kilku miesiącach, jeśli nawet nie wcześniej…
A, przepraszam, ktoś może na mnie nawrzeszczeć, że znów się czepiam kobiet… przypominam, że do klikania o tych, dla was pewnie bredniach, zainspirował mnie mój przyjaciel i to na jego doświadczeniach, a moich obserwacjach właśnie teraz bazuję.
Co się dzieje z ludźmi pytałem już wiele razy na tym blogu, nadal nie otrzymałem satysfakcjonującej mnie odpowiedzi… Byffa, jak to mówi dzisiejsza młodzież.
Ja osobiście nie wyobrażam sobie, że poznaję dziewczynę i od razu nastawiam się na to, że ją poderwę i będzie moja… bo nie to jest moim celem i nigdy nie było na początkowych etapach relacji, dlatego nie rozumiem od razu zakładania, że coś będzie i ciągłego dążenia do tego, że to jest jedyna rzecz, o jaką się staramy.
Eh, zgubiłem myśl… Ja jebię takie wczasy… Wylogowuję się stąd.
Aa, już wiem.
Jeśli jednak nie wyjdzie nam to, co sobie zakładaliśmy i nic nie będzie z naszych założeń, czy cokolwiek, nie wiem jak to ująć, moje drogie czytelnictwo… To zwyczajnie zapominamy o tej relacji i idziemy szukać dalej… Coż, a może trafi się nam ktoś łatwiejszy w obyciu? Bo po co nam dziewczyna, która jest dziewczyną po przejściach i boi się osób nowych, lub boi się przed nowymi osobami otwierać i im ufać? No po nic, przecież jest zupełnie nie potrzebna i to się nie liczy, ze jest piękna powierzchownie i ma piękne, interesujące wnetrze… Nie mówię tu o wątrobie.
Słuchajcie, na wstępie chciałbym wam oświadczyć, że jestem totalnie nakurwiony, więc sory za każde błędy nawet te, które akurat przypadkiem nie padły w ty pwisie, a mogły paść.
Jestesmy tylko ludźmi:
Wiem, że już wiele z was, radosny ch czytelników narzekało mi tu, że tylko wpiy egzystencjonalne itd. Ale co mamwpisać, skoro różne rzeczy mnie spotykają w świcie poza gettem? Co mam wam napisać? Dziś jak zwykle będzie o kobietah.
Ah, Zrozumcie że nas kusić musi, jak to nawijał Bezczel za swych świetnych lat… Nie a to żadnego zwizku z wpisem… Sory, Odwołuję się o pierwszego paragrafmu mojego dzisiejszego wpisu.
Jak to mogło się stać?
Dlaczego niektó©ych poznajemy tylko po to, by z nim być, a niektórych poznajemy po to, zeby z nim nie być? Koleżeństwo.
Jest sobie radosne dziewczę, które podrywamy sobie kilka miesięcy wcześniej, ale owo dziewczę nie okazuje nam tego, że zrobiliśmy na niej wrażenie dlatego, że miało jakieś tam przeprawy z jkimiś chłopakami wcześniejszymi, więc musi grać… niczym wasz uluviony Żywiasty po pogrzebie swojej matki w 2013… A my, widząc, że owo ziewczę ma nas w dupie, a przynajmniej tak interpretując jej zachowania idziemy sobie do innej, którą zdecydowanie nam proście zdobyć… I to jest chujowe, moje drogie czytelnictwo. NIe chcemy się starać. My, ludzie 2021 wieku nie chcemy się starać o coś trwałego. Wystarczy nam chwila by kogoś przekreślić. Teraz nie liczą się kwiaty, nie liczą się te uczucia, które liczyły się dawniej, nawet buzujące porządanie, gdzieś tam daleko się chowajace, z tórego dzewczęcie ubigłego wieku doskonale sobie zdawało sprawę… i umiało się z nami bawic, moi drodzy pańśtwo. Umiało np. doprowadzać niemal do szaleńśtwa, tylko po to, by pote sobie odsunąć się od nas, żeby ono samoochłonęło i i by nam dać ochłonąćl.. I doskonale dziewczę wiedziało, że jestesmy niecierpliwi, że my wcle nie chcemy ochlonąć, że chcemy je posiąść i tak naprawdę liczy się tylko nasze zaspkoejenie.. te zwierzęce zaspokojenie włąsnych pragnień… Ale dziewczęta ubiegłego czasu potrafiły czerpać i z tego… Ale co ja tu teraz za brednie… araz mi sę Elten na wine wypieprzy od tych bredni, co tu wypisuję.
Chciałęm dzisiaj o czymś innym, niekoniniecznie o seksie między kimś a kimś, bo Ci co wiedzą, to wiedzą… a Ci c nie, to niech spróbują z kimś, o kim śnią… A jeśli to bohater nierealny, to w rzeczywistości to nie jestprolem najebanego mnie, nawt mi się już klawisze mylą.
JAK TO JEST?
Poznajemy kogoś, by mu naobiecywać, że ów ktoś jest "słodki", "bardzo nam się podoba", jest naszym kotkiem/kocic"… itd. A po jakimś czasie go porzucamy tylk dlateg, że się przed nami otworzył i opisal nam swoje problemy, że np. boi się wchodzić w związek tylko dlatego, że poprzedni chłopak/dziewczyna osobnika skrzywdziła go/ją do tego stopnia, że naprawdę nie wie o o sobie myśleć. Czy jest warty/a cokolwiek więcej niż rozdeptana puszka p monsterze zielonym… 0% cukru polecam… Czy jednak ów/owa dziewczę/chłopak powinno/a wystroić się w najlepszą kiecką/marynarkę itd i pokazać si z tej jak najlepszej strony…
Nie, ja sobie nadal uważam, że liczy się to, jakimi jesteśmy dziś. Ja np najebany jestem tki, jaki jestem trzeźwy. Moja mała to oja mała, nieważne czy ma jakieś odpały, czy płaczę czy się uśiecha, liczy się dla mnie to, że jest. I nie chodzi mi tylko o to, żeby zaliczyc,, albo o to, żeby rozkochać i jebnać potem nią o astralną ścianę… i powiedzieć "radź sobie sama, suko." Bo po co? Jeśli sę w coś angarzujemy to przepraszam, mówiąć a, bądźmy w stanie powiedzieć b.
Chaotyczie, bo chaotycznie. Chyba nie do końca to wam chciałem przekazać… No nic. Trzymajcie się, spróbuję następnym razem.
Co nowego i starego u mnie?
Jesteście ciekawi, czy jeszcze żyję?
Pewnie nie, ale co tam. Powiem wam, że dałem sobie dzisiaj podpiąć połowę chipa, tego, co go pfizer produkuje, choć to pewnie jeden i ten sam szmelc, co jakiś johnson and johnson… W każdym razie, ręka mi drętwieje od środka, więc zaczyna się radocha.
Czemu nie piszę nic ostatnio? Nikt o to nie pytał, ale i tak odpowiem.
Ludzie żyjący w 2021 wieku mają wystarczająco dużo problemów, by jeszcze obarczać ich moimi, jak to ktoś powiedział? … aaa… „Egzystencjonalnymi bredniami” czy też „wynużeniami”, nie pamiętam dokładnie, jak to szło, a ze nic innego nie zwykłem pisać od samego początku tego bloga, to cóż mógłbym wam napisać?
A, o odkurzaczu miało być. Electrolux ultraone EUO93db sprawuję się całkie znośnie po tych kilku miesiącach pracy. Jedynym mankamentem jest szczotka, któ©a w czasach nowości nie zbierała włosów z ziemi, a po kilku użyciach, i przy okazji przypadkowemu zanurzeniu szczoty w rozlanym syropie… zaczęła te włosy gromadzić na sobie… Taa, myłem ją kilkakrotnie, na razie jednak to nic nie dało. Ssanie jest na przyzwoitym poziomie, można by nawet rzec, ze odkurzacza tak łaknącego powietrza ze śmieciami nie używałem w swym życiu ani razu. Poziom hałasu generowanego, przez silnik prawdopodobnie to 65db, ze szczotką niestety jest głośniejszyy, natomiast na podwyższonych obrotach, nie tych maksymalnych tylko tych, podczas których pobiera 630w da się spokojnie odkurzać i rozmawiać z osobami umieszczonymi w tym samym pomieszczeniu. Ah, te włosy. Drugim mankamentem jest to, że zacięło się kółko odpowiedzialne za obrót odkurzacza dookoła. Oczywiście… Ja rozumiem, żyje się z dziewczęciem, to i włosie się wala tam i owam… Natomaist nie widzę możliwości rozkręcenia tego małego kółeczka, żeby te włosie stamtąd wydobyć… No nic, jakoś tam sobie radzimy. Odkurzacz jest generalnie wielki i dość ciężki, stworzony niestety z dość tandetnego plastiku… Na razie jednak wszystkie zatrzaski wszelkie otwory trzymają zamknięte tak, jak zamknięte być powinny… Mam nadzieję, ze nie prędko się rozsypie.
Trzecim mankamentem jest niestety cena worków do tego odkurzacza… Niestety nie da się do niego wmontować standardowych worów od odkurzacza wyjętego ze śmietnika… np. jakiegoś elfa czy czegokolwiek innego, muszą to być konkretne worki do tego konkretnego modelu… A tak ogólnie to jest spoko. Ręka mi drętwieje od tego pisania, ta lewa, moi drodzy państwo, lewa. Heh, no cóż. Jakbym jutro zdechł, to i tak się o tym nie dowiecie, raczej nikt z eltenowiczów nie jest chyba skłonny was o tym poinformoawć. W każdym razie, tak w razie w, jak to w tej piosence nawijali… Jakby co, to miło mi było spędzać z wami mą Bredniastą egzystencję… Hehe
Robi się cieplutko! Lubię lato, natomiast przez moje jaranko trochu poleciala kondycja… Ale to nic. Od 15 maja na szczęście nie będę musiał dusić się w masce.
NO nic! W takim razie zegnam się z wami, oby do następnego!
Czego nie nawidzę
Proszę państwa… Siedziałem sobie wczoraj radośnie w domu i a zanim jeszcze siedziałem w domu wpadłem na pomysł, że jednak intel AC3165 to za słaba karta wifi w moim laptopie… Wiec kupiłem intel AX200…
No i oczywiście zdemontować to każdy Żydek potrafi… Odpiąć kable od anten to też każdy Żydek potrafi…
Ale ile ja sę potem nawkurwiałem… siedziałem sobie… Kląłem i kląłem… piłem to piwsko, bo myślałem, że pomoże xD, paliłem tego elektryka, w którym ostatnio odkryłem funkcje wibracji i nawet ni wiem, po co ona tam jest… I próbowałem podpiąć te kable. Kto to kiedyś robił ten wie, że takie to łątwe wcale nie jest…
Po godzinie męczarni poszedłem zjeść, bo inaczej się nie dało. Zjadłem i przystąpiłem ponownie do pracy… I wtedy poszło szybciej. Pierwszy kabel podłączyłe w minut 10, cóż za radość, cóż za sukces!
Drugi natomiast kilka chwil po poprzednim.
I wszystko działa.
Więc, moi przyjaciele, nienawidzę takich malutkich otworków w końcóweczkach, że ani to się nie zachacza, żeby móc wcisnać jak ktoś choć minimalnie odchyli od rządanego ustawienia… I te gniazda jeszczetak blisko siebie są… Ehh, w dellu studio 1555 to lepiej rozwiązali.
Nigdy nie będzie zawsze tak samo
Rodzimy się by dorosnąć, dorastamy by zdechnąć. Już wielu przede mną zastanawiało się nad tym, po co tak właściwie wszystko się dzieje. Jesteśmy dziećmi, szybko chcemy dorastać, a najlepiej to już mieć te 20+, mieć robotę i to najlepiej dobrze, a nawet bardzo dobrze płatną, piękną dziewczynę / przystojnego chłopaka, własną chatę w mieście, a najlepiej to jeszcze dodatkowo jakąś willę na wsi, co by zmęczonym zgiełkiem wielkiej miejskiej wsi móc sobie czasem odpocząć od wszystkiego. Pędzimy tak i pędzimy za hajsem, za dorosłością, gubiąc po drodze wszystko to, co kiedyś definiowało nas jako młodych, chętnych wiedzy, ciekawych świata gnojków. I po co komu to wszystko?
Pędzimy tak ku tej dorosłości, mając to szczenięce wrażenie, że na pewno nam się wszystko uda i poradzimy sobie ze wszystkim, jednak życie niestety częściej niż rzadziej weryfikuje to, że jesteśmy bezużytecznymi, nieprzystosowanymi do życia trutniami, którzy na pewno w kilku, lub kilkunastu przypadkach kończą albo na bruku, z roztrzaskaną wizją pięknej przyszłości z psem w ogródku, drudzy zaś siedzą na zasiłku dla nierobotnych i zastanawiają się, gdzie popełnili błąd w dążeniu ku doskonałości.
Wielokrotnie gonimy marzenia, których tak naprawdę nigdy nie zdołamy uchwycić. Czasem by zaspokoić pragnienia naszych rodziców, bo wymarzyli sobie syna prawnika / masażystę / kogokolwiek innego z grubym portfelem i dziewczyną piękna, a najlepiej i delikatną niczym porcelanowa zastawa.
A życie tak naprawdę jest tylko sumą wypadków i przypadków. Nikt z góry nie sterczy nad naszym losem, nie wisi nad nim jak sęp nad padliną zastanawiający się, czy już ją rozszarpać czy poczekać jeszcze 10 sekund, węsząc w powietrzu przeciwnika, któ©ego należałoby wyeliminować.
Jesteśmy takimi trutniami do eliminacji,, w iluśtam przypadkach bojącymi się opowiadać o tym, co nas dręczy i gnębi, co nas przytłacza i co nie daje nam spać, co nas męczy i dręczy we dnie jak i po nocach, co nas doprowadza do furii, a nierzadko nie potrafimy po prostu ująć tego w słowa. BO czymże są słowa w porównaniu do ogromu uczuć, jakie dane jest odczuwać żywej jednostce?
Zawsze imponowali mi ludzie, którzy pomimo ciężkich, nie raz i nie dwa bolesnych doświadczeniach potrafili pozbierać się i udowodnić, że dadzą sobie doskonale radę ze wszystkim, niezależnie, czy plujesz im w twarz czy rzucasz kłody pod nogi. Jak oni to robią. Też bym chciał tak umieć. Rozpychać się przez życie jak taran, miażdżąc i niszcząc wszystkie zmartwienia w zarodku.
Jednakże, w ich przypadku też wcale nie jest tak łatwo. Bo ignorowanie problemu wcale nie sprawia, ze go nie ma. Myślicie sobie, że ludzie, którzy przeżyli wiele i podnoszą się mimo wszystko na nogi już są uodpornieni na wszystkie krzywdy, jakie wyrządza im drugi człowiek? Że są skupieni tylko na swojej karierze i pieniądzach, że liczy się dla nich tylko własny dobrobyt? Wierutna bzdura, tak sądzę.
Nie ma człowieka wypranego z uczuć, są tylko ludzie, którzy starają się udawać przed wszystkimi, ze wszystko jest w porządku i nic ich nie zagnie. Tak naprawdę każdy człowiek ma duszę, a dusza jest od tego wszystkiego. TO dusza boli. Płaczesz, bo kochasz ten świat, który jest tak piękny, a przecież tak brzydki jednocześnie. Przepełniony miłością, a i tyleż samo w nim nienawiści.
Są również tacy, którzy chcieliby osiągnąć w życiu coś… Nienazwane, co da im szczęście i radość. Zatracają się w dziecinnych marzeniach, które tracą swe barwy z każdym upływającym dniem, a jednak starają się dążyć do tego, by choć po trosze je spełnić… Ale po co? Co im da pogoń za wyblakłym pragnieniem czegoś, czego zapach, smak i nazwę już dawno zapomnieli. Czymś, czego sens już dawno im umknął?
Są również tacy, którzy dawno zagubili marzenia i żyć im się odechciało, więc postanowili odejść, przytłoczeni oczekiwaniami tego świata, którym nie byli w stanie podołać. Wybierają więc najprostsze rozwiązanie. Ale czy na pewno? Myślicie, że tak łatwo jest popełnić samobójstwo? Że ludzie nie boją się na samą myśl o tym, że zawiodą swoich bliskich, zę pójdą na tamtą stronę i co tam ich spotka, że nie będą bali się o swoich bliskich? To, ze sami zatracili marzenia, że zmienili się tak bardzo, że nie poznają samych siebie, że życie przygniotło ich nieco za mocno do ziemi są totalnie zobojętniali? Nieprawda, tak jak wyżej. Samobójstwo to tak naprawdę czyn, który prawdopodobnie będzie wymagał od nich najwięcej odwagi i samozaparcia ze wszystkich rzeczy, jakie zrobili w życiu.
Czyli co?
Życie to wieczne zmiany. Gonimy za wszystkim, często nie mogąc dogonić czegoś, co sami nie wiemy, czym konkretnie miałoby być. Wszystko przemija, człowiek przemija, życie przemija, pory roku się zmieniają, a niektórzy wciąż gonią, inni zaś się poddają, bo są zwyczajnie zmęczeni i zawiedzeni samymi sobą. I nic nigdy nie jest takie samo, jak było kiedyś.
NOŻ PO PROSTU
Słuchajcie, nie będę dzisiaj nikogo witał ani nic dzisiaj nie będzie, co było w ostatnich wpisach i nawet nie będę poprawiał literówek, gdyż jestem zbyt zniesmaczony zachowaniem, hm,pewnej osoby, której mam naidzeję tu nie ma i tego nie czyta.
Słuchajcie. Ja wiem, że tiktoki, że można wrzucać zajebiste, krótkie filmiki i w ogóle wszystko i dawać zarabiać tym łachmytom, od których np się podkradnie muzykę, ale to, co robi pewna, hm, dziewczyna, to jak dla mnie przekracza już ludzkie pojęcie.
Mówię o tiktoku jakiejś Moni, której się chyba ewidentnie nudzi w życiu. Hm, przez tą osobistość już kilka razy randomowe ludziki zapytały mnie, w jaki sposób niewidomy wie, że może przestać wycierać dupsko po sraniu.
No naprawdę, co jest zabawnego w nagrywaniu takich rzeczy?
Potem na ulicach pdbijają jakieś randomy kurła i się pytają o tkie bzdury, jak właśnie wycieranie dupy, albo po co Ci w domu lustro czy prąd.
Żałosne kurwa.
Takie to piękne
Słuchajcie, śniło mi się dziś, że pszedłem się zważyć i wyszło mi, że ważę 99 kg. O nie… Idę się odchudzać.
ależ się popier… Ekhem…
Cześć wam, łachudry wy moje! Hehe. Dawno mnie tu nie… Ehh, i znowuż to samo, znów od tego samego zdania, przekazu i wszystkiego tego samego rozpoczynam ten nudny wpis. No cóż, trudno się mówi, śpi się dalej.
Dziś nie przychodzę wam narzekać. Dziś przychodzę wam opwiedzieć radosny sen, albo i dwa, z mojej dzisiejszej, znakomicie przespanej nocy. Heh.
Słuchałem ja sobie przed snem "Nowy, wspaniały świat" i oczywiście musiało mi się przyśnić coś w tym stylu. Najsampierw rozmawiałem z moją siostrą o robieniu liquidu, bo akcyza, bo 800 procent i przecież żyć nie będzie jak, no bo jak to, że Kaczynskie i reszta wladztwa podnoszom mnie podatki łod elektryków, a tym łajzom co to fajki palom stadnie i gromadnie to łoni nie chcom podnieść tych podatków, a jakże to?! No tośmy sobie konferowali na ten jakże zajmujący temat, bo przecież wielość aromatów, różnośc w rodzajach baz, tytoniowych, glikolowych, glicerynowych, innego rodzaju baz pozostaje wybór wielki dla człowieka, co to palić chce. A przeca nie każdy ze społeczniaków wie, z jakiej bazy najlepiej zrobić najgęstrzy liquid, co zaleje grzałę i będzie długo, a długo schodził, że 100 ml wystarczy na ponad miesiąc, takoż z litra bazy idzie zrobić 10 liquidów na 10 miesięcy, a jako, iż jeszcze przeca ten kwarantanny dla palących, wapujących, parujących czy jak kto tam woli nie ma, że niby przz Koronę królów, to można będzie kupić jeden a i drugi litr może nawet za niecałe 200 złociszy i aromatów pd dostatkiem, co by na niemal dwa lata starczyło. Ehh, no to rozmawialiśmy sobie, a i w pewnym momencie owe liquidy zameniły się w ludzi, czy raczej materiały genetyczne, z jakich człowiek powstaje. Ten, co czytał, ten wie. Więc rozmawialimy o najlepszym sposobie miszania ludzkości, co by jak najlepsze społeczniaki uzyskać i tk rozmawiali i rozmawiali, aż się obudziłem i ze wstrętem wzdrygnąłem się, bo przecież palić człowieka w moim księciu v dwunastym to raczej bym ni chciał.
Następnie, i tutaj przechodzimy do sedna naszego dzisiejszego spotkania, przyśnił mi się moi drodzy Longshoot w moim domu. Tutaj z miejsca serdecznie pozdrawiam. A i przyśnił mi się on i wmieszał w okoliczności razem tem z wczorajszego dnia. Grałem ja sobie wtakom o śmisznom gierkię, co to ją znalazłek w internetach gdzieś pochowaną pod stosem innego śmiecia, co to się był on nagromadził przez te wszystkie roki akademickie, szkolnickie i kalendarzyckie. Postanowiliśmy sobie wyjśc, co by gdzieś samojazdem pojechać. Jak postawili, tak też my zrobili. Dopiero gdzieś po przebudzeniu zorientowałem się, że przecież ślepi my i na pewno… A nie, może jeszcze i w trakcie snu. Nawet chyba wspomniałem ja Longshootowi podczas tej wariackiej jazdy po Sakołcy, że przecież gdzie on kurła mać jedzie, że przecież na pewno zaraz w coś przydzwonimy albo rozjedziemy tego młodziana czy tamtą kotkę, co to na spacer się wyszli wieczorem tym słonecznym. Na co Longshoot mi odparł, że przecież cicho mam siedzieć, bo on sobie tu doskonale radzi, natomiast w tym właśnie momencie szybkośmy wpadli w poślizg niemożebny, co to z niego nawet najlepsi rajdowcy by nie wyszli i na drzewie wylądowali. Longshoot jdnak jakimś cudem wykęcił się jakoś z poślizgu tegoż, zarzucając ino zadkiem samojazdu. Pędzilimy przz miasto z rykiem niestety tylko czterocylindrowego silnika benzynowego, zbyt dużej mocy to on nie miał i gdzieś koło 5000 obrotów się niestety już biedaczyna kręcił. Jechalimy tak sobiei rozmawiali, aż nam ise paliwo poczęło kończyć. Longshoot więc zajechał pod jakąś bramę twierdząc, że tu już na pewno bezpieczni będziemy i że możemy sobie odpocząć po tej męczącej jeździe i dyskusjach wszelakich. Nie wiem czemu wtedy nie wysiadłem z tego samochodu. Usiadłem ja sobie za sterem tegoż pojazdu i dawaj próbować gdzieś zadzwonć, pytać okolicznych ludzi pod tą bramą, co to się okazała wstępem nad nasz brudny, śmierdzący zalew Sokólski, od razu mnie to zdziwiło. Przeca tam nigdy żadnej bramy nie tworzono. W tym momencie właśnie samochód ów samoistnie zaczął jechać, a próbowałem różnego rodzaju sposobów na zatrzymanie bestii. Hamulec nie działał, nieco tylko pojazd zwolnił. Zaciągnąłem więc ręczny i zacząłem szukać biegu wstecznego, co by jeszcze silnikiem dopomóc, nic to jednak nie dało. Dawaj ja więc dzwonić do mojej siostry, żeby coś zrobiła z tym wszystkim, a najlepiej przyjechała tu ze swoijm chłopakiem i zabrali mnie stąd. Do nikogo jednak dodzwonić się nie mogłem, jak zwykle w takich koszmarnych snacy. Skończyłem więc w lesie, z jakimś potężnym głosem coś do mnie gadającym, a Longshoota oczywiście już w tym śnie nie było.
trochę narzekania
Ahh, miałem tu o takich fajnych rzeczach pisać. Ale ostatnio jakoś tak mało fajnych rzeczy w życiu się dzieje. Robię sobie chmurę, liquid mi się kończy (hehe, kupiony dwa dni temu), grzałka mi się pali (znowu sobie miotacz ognia zrobię, bo czemu nie), czuję przeklęte przygnębienie i się zastanawiam, czy to naprawdę ja jestem tak zjebany, czy to ten przeklęty świat toczy się niczym beczka ropy naftowej w dół ulicy, hurgocząc, łomocząc i sypiąc iskrami, a wystarczy, by tylko jedna dotknęła zawartości… Chociaż jak to właściwie jest, diesel’a jest trudniej odpalić, ropa ogólnie nie jest tak łatwopalna jak benzyna, więc jak to jest? Na potrzeby tego narzekania uznajmy, że wystarczy jedna iskierka dotykająca zawartości beczki i najbliższe budynki skąpią się w radosnych, purpurowych płomieniach niczym wszystkie mądrości tego świata, jak pies będą gonić własny, mądry ogon, szczekając i kłapiąc zębami w z góry skazanej na niepowodzenie próbie jego złapania. A absurd będzie nadal gonił absurd, geje będą reklamowały kondomy w telewizji i nikt nie uzna, że nie jest to niczym dziwnym, przecież mamy tolerancyjny świat, a niedługo stanie się tak tolerancyjny, że wywieszanie dzieci do dołu głowami za okno z ósmego piętra (a nóż spadnie to to i się połamie) też nie będzie niczym dziwnym.
Ludzie mówią, że „żyj i daj żyć innym” no dobra, zgadzam się. Ale jak chcą tam sobie żyć w swoich chorych, wypaczonych przez nie wiem co w tym momencie poglądy na związki i związki czy cokolwiek inne, to niech sobie to żyje, ale niech mi nie reklamują bzdur o głośnej nocy, bo jak na to patrzam to aż mi wnętrzności wykręca.
Myślę, że możemy spodziewać w naszym bardzo, bardzo tolerancyjnym kraju już niedługo utworzenia nowej partii, która będzie pragnęła władzy, a ich mottem będzie „żyjmy i dajmy żyć innym”, a do członkó1) tej partii będzie należała śmietanka homo hołoty, która zacznie domagać się praw do adopcji dzieci. Niech sobie egzystują jeśli tego pragną, niech sobie egzystują.
Ja tu dzisiaj o czym innym miałem pisać przecież, ale jak zwykle zboczyłem z tematu. Pokłóciłem się dzisiaj z babcią, gdyż kilka lat temu u nas w domu zabrakło zera w gniazdkach. Jakiś elektryk przyszedł i na odjeb się puścił kawałek kabla po ziemi od jednego gniazdka, które to zero ma do drugiego gniazdka, transmitującego zero na całą resztę domu. Kabelek jest cienki, niby się nagrzewa, chociaż ja tam nie wiem, po czym on się nagrzewa. Trza kupić miernik poboru prądu, co bym miał udowodnione, że to nie jest moją winą. Niedawno zaczęły nam ciec krany, żeby nie ciekły, trza mocniej je zakręcić. Wkurwiłem się, no bo ile można żyć w takim miejscu i wszystko jej wygarnąłem, więc zostałem nazwany księciem, któ®y zanim ona nie zjawiła się jak wielka królowa w moim życiu i nie zabrała mnie z poprzedniego domu, ponoć żyłem w burdelu, nie miałem co jeść i jakoś nie narzekałem. Mam dość tego miejsca, z chęcią bym stąd wyjebał i przy okazji pozabijał każdemu, kogo moja cudowna, kochana babunia nagadała, jaki to ja jestem okropny i jak to przeze mnie dostanie kolejnej zapaści (ta pierwsza rzekomo ufundowała jej moja siostra). Żałosne. Nienawidzę donosicielstwa. Jebać donosicieli.