Kategorie
loty

Gramy w EF3 #3. 1 to czasem 2

Johny mi zrobił psikuska, moi drodzy państwo, ale luz, dziś z nim nie gadałem, w sobotę to było nagrywane,
Tutaj link do zasad:
https://eurofly.stefankiss.sk/files/rules-ef3/Rules_en.html

Kategorie
loty

Gramy w EF3 #2. Ależ żeś pokołował…

Tam gdzieś wspomniałem, ze miejsce wyżej od nas na wprost nas jest ileś metrów nad gruntem, miałem na myśli, że nad morzem, to samo z naszą wysokością sprawdzaną pod y, to jest nad poziomem morza, Kropką się sprawdza nad poziomem gruntu nad miejscem, nad któym przelatujemy.

Kategorie
loty

Gramy w EF3 #1. Szybki start, szybkie lądowanie.

ctrl+średnik, sprawdza co znajduje się przed nami wyżej niż my.

Kategorie
własne

bądź dobrym, milczącym pracownikiem

Wielu z was, moich radosnych, albo tych trochę mniej radosnych czytelników wie, że za starych czasów pracowałem w urzędzie, choć tak po prawdzie to pracą w ogóle tego nazwać nie powinienem.
Dobra, może na początku jeszcze robiłem jakieś zgrupowania, zgromadzenia czy inne takie w excelu, ale potem to się skończyło i przez następne kilka… naście… albo ileś w podobie miesięcy nie robiłem absolutnie nic… no chyba, że expienie w cr nazywamy robotą… Pamiętam jeden taki moment, gdy znów wleciałem w gwiazdę i miałem ochotę tłuc w biurko i przeklinać… ledwo udało mi się powstrzymać.
Skoro więc wszyscy, a przynajmniej zdecydowana większość z moich starych czytelników wie, że pracowałem tam, gdzie pracowałem… to dziś pokonferuję sobie do was o tym, dlaczego nikt nic z tym nie zrobił i dlaczego nikt nie protestował przeciwko takiemu traktowaniu mnie. Oczywiście w tym wpisie zakładamy sobie, że jestem całkowicie sprawną jednostką, mogącą wykonywać wszelakie prace biurowe/organizacyjne/szkoleniogenne/dopisać sobie cokolwiek chcecie, bo w innym przypadku ów wpis nie będzie miał sensu, ponieważ nie zamierzam poruszać tego tematu dlatego, by przeczytać w commentach, że ślepych zamknąć w domu i nie wypuszczać nawet do ogródka, bo się może wywrócić i złamać sobie nos… zresztą, sam takie rzeczy wypisywałem, ale ci, co mieli wiedzieć dlaczego, doskonale sobie z tego zdawali sprawę…
Zasadniczo w tej firmie, gdzie pracuję teraz, jestem traktowany doskonale. Mamy jakieś tam relacje pracownicze, wszyscy się dogadujemy (a przynajmniej się staramy) i jest w porządku. Każdy ma swoją robotę, każdy wie, co ma robić i każdy stara się robić to, co do niego należy jak najlepiej i tak być powinno! Ale co, jeśli nagle zatrudnimy jednego pracownika, który nagle otrzyma specjalne traktowanie? Pracownika, który w zasadzie będzie mógł wykonywać jakieś najprostsze czynności, nie wymagające od niego zbyt wiele ani zaangażowania, ani wysiłku czy to umysłowego, czy też fizycznego (oczywiście wsio zależy od tego, gdzie jesteśmy zatrudnieni).=? Czy będziemy się na to po prostu zgadzać? Czy przymkniemy na to wszystko oko, czy może jednak podejmiemy jakieś działania, by nieco bardziej zaangażować prostownika, by mógł wykazać się swoją wiedza, na podstawie której przecież go zatrudniliśmy…
Oczywiście będąc szefami własnych firm możemy mieć gdzieś pracowników i ich samopoczucie. Tylko ciekawe na jak długo pracownicy traktowani w taki sposób będą chcieli w naszej firmie zostać. I w ogóle w jakim celu mamy tak w zasadzie zatrudniać kogoś tylko po to, żeby płacić mu za robotę, którą za niego musi zrobić ktoś inny?
Zawsze się zastanawiałem, dlaczego nikt w urzędzie nie zainterweniował, że nie robiłem zbyt wiele. Były oczywiście na początku i później jakieś próby, żeby przenieść mnie tam, gdzie miałem pracować po 3 miesiącach próbnych, ale to się wszystko później po rozmywało. Ja będąc na miejscu jakiekolwiek pracownika i widząc to, że jedni mają więcej roboty, bo komuś się nie chce ruszyć leniwej dupy i zrobić coś z tym, żeby rozłożyć obowiązki po równo na wszystkich nie potrafiłbym zamknąć gęby i zacząłbym protestować przeciwko traktowaniu ulgowo tylko jednej osoby.
W dobrej pracy, w której ludzie chcą zostać traktuje się ludzi z szacunkiem. Jeśli miałbym zakładać jakąkolwiek działalność i zatrudniałbym kogokolwiek, nie traktowałbym pracownika, który pracował ze mną dłużej lepiej tylko dlatego, że ma dłuższy staż. Bo jakie to ma znaczenie? Oczywiście, nowy pracownik musi się wdrożyć, więc może i nie wolno od niego wymagać na początku wszystkiego tego, co robią wszyscy, z drugiej strony odpuszczanie sobie czegokolwiek, albo idąc w drugą stronę, traktowanie nowego pracownika jak śmiecia, którym nie jest i rozkazywanie mu robić rzeczy, których nie ma zapisanych w swoich obowiązkach pracowniczych… i jedno i drugie nie jest w porządku.
To tak, jakbym założył serwis komputerowy 15 lat temu, zatrudnił Kubosława, Longshoota i może jeszcze kogoś, a potem otworzyłbym drugi serwis w innym miejscu 10 km od tego pierwszego, bo byśmy się nie wyrabiali w obsłudze klientów, po czym zatrudniłbym dwie następne osoby, które raz musiałyby pracować w starym serwisie, a raz w nowym… a jednocześnie moi starzy pracownicy pracowaliby tylko w tym starym serwisie i np. nie musieliby umieć montować dysków nvme, lutować procesorów ps5 albo wymieniać wyświetlaczy w telefonach, ale jednocześnie od nowych pracowników bym tego oczekiwał… Nie, to nie jest w porządku. Pracownicy powinni być traktowani jednakowo i w dodatku jeszcze niezależnie od tego, czy prywatnie ich lubię czy nie.
Jest jeszcze jedna rzecz. Tym razem nie dotycząca mnie. Kiedyś mój stary przyjaciel Skydarnik był zatrudniany co chwilę na 3 miesiące okresu próbnego. Czy nie jest przypadkiem tak, że na 3 miesiące można zatrudnić tylko raz? Jeśli oczywiście tak nie jest, to przepraszam, można oczywiście sprostować w komentarzach i douczyć mnie czegoś nowego 😀 bo ponoć człek całe żyćko zdobywa wiedzę. Jak taki pracownik, który nigdy nie otrzyma umowy choćby na rok, czy na 2 lata ma sobie jakkolwiek stabilnie ułożyć egzystencję? Przecież nie wie, czy za 3 miesiące tej pracy nie będzie miał i czy nie będzie musiał szukać czegoś nowego. Peewnie, jest oczywiście możliwość rezygnacji takiego pracownika z tej pracy. Ale co, jeśli mu pracuje się tam wyjątkowo dobrze i robi tam to, co kocha, a przypadkiem żadna inna firma w naszym pięknym kraju nie oferuje takiego zatrudnienia i nie czuje się na siłach, by zakładać własną? Ja wiem, że ten przykład jest mocno skrajny. Trudno znaleźć robotę, która jest przełomowa i unikalna i jednocześnie lubiana przez kogokolwiek…
Jeszcze raz. Kubosław nadal pracując w urzędzie marudzi nie raz, chociaż ostatnio nieco mniej, że są trutnie, którzy siedzą tylko na dupach i nic nie robią, a on musi zapierdalać. Ci trutnie pracują sobie w urzędzie od lat kilku/nastu i nikt im nie zwraca uwagi. Co to w ogóle za podwójne standardy są? Naprawdę nikogo to nie interesuje? Chuderlak zapierdalający po wszystkich piętrach, by spełniać oczekiwania wszystkich Wojewodów/sekretarek/dyrektorek/ów/wszystkiego innego tylko dlatego, że jakiemuś grubasowi nie chce się ruszyć dupy sprzed komputera?
Wracając. Nie wymaganie niczego od pracowników kończy się tym, że przestają się rozwijać, a praca przestaje sprawiać im przyjemność. Ja sam po paru miesiącach byłem zmęczony tym, że przestałem robić cokolwiek i tak, jak już mówiłem, mogłem oczywiście zmienić pracę, co finalnie zrobiłem po czasie, ale jeśli mi mówiono, że w następnym tygodniu, potem, że wnastępnym tygodniu, a potem, że w następnym… następ… itd. nie do końca byłem pewien, co właściwie ze sobą zrobić 😀
Jest jeszcze kolejna strona medalu, nie do końca legalna. Ludzie, którzy są zatrudniani na parę miesięcy, a potem pracują bez umowy i bez żadnych badań potwierdzających, że mogą wykonywać powierzone im obowiązki. W jaki sposób pracownik, który nie ma żadnych dokumentów potwierdzających swoje zatrudnienie potem, gdy coś mu się przydarzy w pracy ma w ogóle udowodnić, że jakiekolwiek odszkodowanie od pracodawcy im się należy? Nie sądzę, a przynajmniej nie na pewno, że ma jakąkolwiek możliwość.
Ja wiem, że znajomościami można załatwić wszystko. Tak jak ja, powiedzmy po znajomości zostałem zatrudniony w urzędzie, tak ja, jako kierownik mogę załatwić lewe badania pracownicze, powiedzieć takiemu, żeby się niczym nie przejmował, a jednocześnie nie dać mu żadnych papierów potwierdzających, że może pracować, nie dać mu umowy i nie załatwić mu niczego, co jest wymagane… i można być chytrusem, tylko dlaczego nikt nie chce o tym mówić? Dlaczego jest wiele miejsc, gdzie takie rzeczy się dzieją i dlaczego żaden inspektorat pracy nie robi niezapowiedzianych najazdów na jakieś firemki zatrudniające pracowników, a szczególnie na te, na które były składane skargi? Na wszystkie się nie da, bo mamy za mało pracowników, ale…
Jakim pięknym miejscem byłby świat, gdyby ludzie traktowani byli tak, jak na to zasługują… ale to marzenie ściętego, nieżywego łba Żywkowego.
A Ty, drogi pracowniku pamiętaj, że musisz być milczącym, zgadzającym się na wszystko biedakiem, bo Twój pracodawca może być z Ciebie niezadowolony jeśli nie będziesz robił czegoś, czego nie ma w Twojej umowie.
Żegnam się z państwem i do usłyszenia na następnej transmisji. Zachęcam oczywiście do komentowania i zostawiania łapek w dół… aa, to nie ten serwis.

Kategorie
własne

Bydło

No patrzcie, jak ja dawno nie pisałem niczego. Będzie z rok już prawie. Zauważyłem, że nie tylko ja mam z tym problem. Znaczy, z samym pisaniem to może i nie, choć… w sumie ciężko stwierdzić, raczej chodziło mi o to, żeby wykrzesać z siebie choć odrobinę czegokolwiek, co się w ogóle nada do publikacji. Znaczy no, u mnie to i tak niewiele było takich rzeczy, ale o tym może podyskutujemy sobie innym, o ile w ogóle nadejdzie, razem.
Może niekoniecznie w stylu „co u mnie”, ale coś tego pokroju. Chyba po ostatnim, zaraz zerknę… no patrzcie, Jakiś początek listopada chyba to był. Pisałem o oddaniu laptopa do naprawy. Tylko, że laptopa na serwis oddałem we wrześniu, to było ze 2 miesiące wcześniej.
Od września zdążyłem przeegzystować dwie przeprowadzki, dostałem pracę, kupiłem klimatyzator, fotel (Bo jedną z kilku podstawowych rzeczy miernego, nawet nie przeciętnego programisty jest dobry fotel, by go zachęcić, czy raczej zniechęcić do wstawania sprzed komputera, by zachęcić, czy zniechęcić do niekształcenia się, dalszego niekształcenia w branży / zawodzie/jak kto tam woli), kupiłem klawiaturę, to jeszcze po tej pierwszej przeprowadzce, wczoraj wymieniłem wtyczkę w odkurzaczu (Bo przecież tak tandetne teraz te przewody robią, że się gdzieś ułamał przewóð…) eh, widzicie, ciężkie jest życie miernego informatyka i prymitywnego programisty, który nawet nie jest programistą, ale to tak niewielki szczegół, że nawet średnio warto o nim wspominać przecież.
Ponownie, słuchajcie, robi się dla mnie za ciepło. Z tego wszystkiego coraz mniej chce mi się wychodzić z domu, ale ostatnio zebrałem się, żeby sobie machnąć kilka brzuszków (Nie, w szkoda papieru miałem siłę zrobić ich więcej, niż dziś i i tak miałem potem taki ból zastałych, spróchniałych mięśni, że tylko się zwinąć w kłębek w tramwaju, bo tam cały czas zimno i jeszcze ten usypiający łomot kół na rozjazdach…)
Jeden pociąg na Podlasie nawet 160 km/h jedzie, przez 5 minut, ale zdarza się. Chyba, że już to znowu cofnęli. A teraz, moi drodzy, siedzę sobie na swoim wygodnym fotelu, przed tym samym, co przez ostatnie 3 lata, nieco już napuchniętym (wcale się nie dziwie, ileż to monsterów tam się wylało) biurkiem, z tym samym laptopem wywróconym w namiot przed sobą (Stacjonarka stoi obok, ale Linux bardzo nie lubi pracy z chromeem bez monitora, a oszust się zepsuł) z nową, idealnie dla mnie skonstruowaną klawiaturą (żadnych mechaników!) postanowiłem wreszcie coś do was napisać z nadzieją, że będzie to czymś więcej, niż tylko smętnym pierdoleniem jakiegoś zblazowanego grubasa, co to żarcia i gorąca, a także zbyt małej ilości tlenu doszczętnie mu się pod czupryną poprzestawiało (Swoją drogą moje zakola są coraz większe, Mamusiu, jak ja wyglądam! Moje idealnie piękne włosy!)
Słuchajcie, ja może nie jestem jakim nadmiernym fanem żerowania na funduszach naszych (Zlikwidować rząd!) ale to, co się tu wyprawia ostatnio, to jakiś chory hardcore jest. Ale ja się wam szczerze przyznam, że w pełni rozumiem tych leniwych leszczy, co to tak narzekają na Dawida i jego (Zapewne) piękne panie asystentki/kierowniczki/dyrektorki/kelnerki/śpiewaczki/jak tam On sobie traktuje te swoje dziewczęta / kobiety / babochłopy/… itd. Niepotrzebne/obraźliwe wykreślić w trakcie czytania. Pisałem na jakiejś radosnej konwersacji (Kreatywni idioci?)… coś koło tego… że Jak tak można w ogóle… Aa, ale to później, kurła, przecież najpierw o funduszach.
Ja sam jestem właścicielem jednego i 1/8 albo 1/10 właścicielem drugiego serwera i doskonale wiem, jak ciężko jest dziś utrzymać jakąkolwiek infrastrukturę i jak ciężko bywa/może być w przyszłości utrzymać wszystkie usługi nieustannie działające, dopieszczone, wymuskane, picuś glancuś tak, by ludzie… mieli gdzie wylewać swoje żale, hejty i narzekania, żeby taka tłusta, szowinistyczna świnia jak ja miała gdzie wylewać swoje brudne pomyje, zabraniać niewidomym… Aa, to też później… by każdy mógł rozprowadzać swoje niekoniecznie (A przynajmniej nie zawsze) legalne produkty. Ciężko jest. Najlepszym rozwiązaniem zatem w tej sytuacji będzie jakieś rozwiązanie prawne tego wszystkiego i bardzo dobrze, że ktoś się wreszcie ruszył i coś z tym zrobił.
Ale teraz jest dodatkowy problem. Jak jakiś podrzędny niewidomista, młody szczeniak, co to jeszcze matce za małako nie podziękował śmie starym wydajaczom (xD) mówić, co i jak powinni robić, jakim prawem śmie wymyślać nowe rozwiązania ułatwiające tym leniwym śmieciom bez grama chęci do czegokolwiek zrobienia, przepełnionym zawiścią i zazdrością skurwysynom życie… Toż to w ogóle jest nie do pomyślenia!
Tabliczki jakieś, jakieś festyny, pikniki na rzecz nieopodatkowanego paliwa rakietowego i niewidomych dziewcząt w szpilkach… No jak, no jak tak można?
A wiecie co? To wszystko jest po prostu za tanie. Za tanio jest kupić scrabble w fundacji Prostownica… (Czy jakoś tak) (Naczelnictwo, no luz, przecież i tak nikt z zewnętrza tego nie czyta) 18:32 i właśnie zagrzmiało. To chyba jakiś znak od Boga.
A i po co komu w urzędach tabliczki? A to ja wam powiem, moje szanowne czytelnictwo (Maaaamuś, jak ja dawno nie używałem tego słowa do was, moje drogie wszystko!) pracując 15 miesięcy w urzędzie niejednokrotnie przemieszczać się musiałem z kimś, kto może akurat musiał przerwać robotę, żeby mnie gdzieś zaprowadzić i nie, wcale nie szedłbym z ręką przy ścianie i macał każdych drzwi w poszukiwaniu akurat tych, których potrzebuję. Przecież przebywając gdzieś przez tyle czasu, chodząc jednak od czasu do czasu 18:34 i znów zagrzmiało korytarzami budynku, całkiem pokaźnego zresztą, bo ten na Placu bankowym to taki bydlak, że niewidomista, który pierwszy raz tam wchodzi na pewno nie będzie wiedział, gdzie ma się udać. No ale jednak chodząc już kilkukrotnie idzie się nauczyć, w którym kierunku drzwi zwiększają numer, gdzie jest parzyste a gdzie nie (po której stronie korytarza) i przecież jakby na to nie patrzeć, taka jedna z drugą tabliczka nawet niech i nie w całym budynku, bo to szkoda plastiku na wszystkie te drzwi ale na tych najważniejszych zdecydowanie ułatwiłoby mi to żyćko. Ot mógłbym chociażby zanieść jakiś pajper… yyy… Papier do gabinetu czy pójść po jakiś podpis albo cokolwiek. A tak… Siedziałeś człowieku 8 miesięcy (czy ileś tam, nawet mi się już liczyć nie chce) bez jakiegokolwiek zajęcia i szczęśliwy byłeś, że zarabiałeś cokolwiek.
Ale nie, bo przecież jeden z drugim, co to nie wpadł na takie innowacyjne pomysły, tylko nikt ich wprowadzić nie chciał będzie teraz narzekał, że „Prześwietlić” albo że „Złom” „tandeta” i „plastik”. A czego Ty byś, anonimowa wywłoko chciał, żeby z czego to było? Z szafiru? Może z węgla! To zapierdalaj do kopalni, synku, bier łopatę w łapę (ee… Chyba to nie te czasy) (Kilof też się nie nada chyba, no nie?) i kop. Dostarczaj tworzywo i będziem rzeźbić.
A, znaczy… No, to nie ja będę rzeźbił, przepraszam.
Za tanio jest zrobić spotkanie uświadamiające społeczeństwo, że istnieją problemy ważniejsze niż jaki pasek ma teraz Rozenek Majdan. Że są jeszcze obok nas ludzie, którzy są tacy sami, jak Wy wszyscy, tylko WY wszyscy i to w WAS jest problem, że na nich (nas? Czy ja się wreszcie do jakiejś grupy nie zaliczam?) patrzycie inaczej. Więc zdecydowanie zbyt tanie jest założenie bloga, umożliwienie zadawania pytań i uzyskiwanie odpowiedzi. Nie. Odpowiedzi powinny być udzielane zanim się zada pytanie.
A nieopodatkowane paliwo rakietowe? Słyszałem, że Infinity stoi sobie w garażu i na razie nie odpali. O szaleństwie ekologów wypowiadał się nie będę są mądrzejsi. Ja tylko mogę przypuszczać, że za parędziesiąt lat, jak UE dalej będzie tak szaleć z nakazami i zakazami, reszta świata wcale nie zredukuje emisji wręcz przeciwnie! Będą tłuc jeszcze więcej. I będą nas odwiedzać w Średniowiecznej Europce, a my (chociaż nie, ślepczyków już nie będzie) będziemy siedzieć w jaskiniach, jak te kilkaset kafli lat temu i patrzeć na przybyszy z zachodu i wschodu (Chiny, Japonia) i dziwić się, co to za kosmity przyszły, a może to nasz nowy zbawiciel! Padnijmy na kolana przed panem!
Ah, i te niewidome, niewidome (Co już pisałem i napiszę ponownie) niewidome, biedne, zgnębione dziewczęta / kobiety / babochłopy (chociaż to raczej niekoniecznie… Zaraz, w dzisiejszych czasach to wszystko jest możliwe) / niepotrzebne / obraźliwe skreślić / zapomnieć w trakcie czytania…. I ich biedne stopy, kolana i kręgosłupy. No bo jak to tak, że światło może radośnie odbijać się w butach… na… Odbijać od… fuck, łotewa! I jak to jest możliwe, że niewidoma może przyciągać wzrok facetów swoimi ruchami, że jak to możliwe, że światło powoduje lekkie podkreślenie kształtu nóg biednej asystentki/dyrektorki/kierowniczki/kelnerki/piosenkarki/… itd. i jakim cudem w ogóle niewidoma dziewczyna/kobieta/… (to już było) może zakładać takie obuwie! Dlaczego w ogóle od Niej się tego oczekuje!
A co najgorsze w tym wszystkim, znaleźli się fetyszyści, którym buty owe się wyjątkowo spodobały. No przecież to się nie godzi! Nie można narażać niewidomej przecież dziewczyny/… (To już grali) na spojrzenia (pożądliwe) starych dziadów (Nawet, jeśli byli młodzi). No bo kto to widział, że niewidoma dziew… / … (Żywek, śmieciu, powtarzasz się) będzie w ogóle kiedykolwiek w swym życiu miała jakiegokolwiek mężczyznę? Toż to jest nie do pojęcia! Tego normalne społeczeństwo nie powinno w ogóle akceptować!
Co więcej, to spotkanie w ogóle w takim składzie nie powinno się odbyć.
A Dz… / (wszystko inne) zakładające spódnice to już w ogóle totalny absurd jest. Kuszą, oj kuszą te asystentki/kierowniczki/dyr… (Eh, no i co z Tobą jest, człowieku?) i potem stare dziady (Nawet, jak są młodzi) patrzą się na te odsłonięte kolana i aż im ślina z pysków cieknie. I rzuci taki jeden do drugiego „Ty! Patrz no na te lalę! Niewidoma, a jak zajebiście wygląda!”
I to jest oczywiście złe. Niewidome dzieci od małego powinny być nauczane, że im nie wolno wychodzić z domu. A dziewczynki to już w ogóle. Przecież one nawet niczego nie będą w stanie ugotować, bo jak to tak dopuścić taką kalekę do ognia?
Jak dla mnie, niech każda niewidoma zapierdala w szpilkach po mieście (nawet te, które ustać w nich nie potrafią) (Swoją drogą ja sobie nie jestem w stanie wyobrazić, jak to się w ogóle da iść…) ale to już mniejsza. To nie moja domena. Niech chodzą, niech kołyszą biodrami, niech kształt ich nóg przyciąga spojrzenia facetów. Niech to robią. O ile, oczywiście, tego chcą / muszą / sprawia im to przyjemność.
I żaden śmiertelnik nie ma prawa im tego zabraniać.
Bo czyż to nawet i niewidomym nie wpływa w jakimkolwiek stopniu na wyobraźnię? Żaden facet się w komie pewnie nie odezwie, ale jak ktoś jednak, to niech mi powie, czy nigdy, spotykając się z taką sytuacją na mieście, gdy to jakaś dziewczyna minęła go idąc sobie i rozmawiając przez telefon/gapiąc się weń (Takie to tylko zabić!) stukając kawałkiem obcasa nigdy przez sekundę nawet nie zastanowił się, jak może wyglądać ta, co mnie właśnie minęła i jak zmysłowo, przy dobrej okazji, może irytować nas od chociażby niechcąco odsłaniając tylko centymetr więcej, niż należy.
Oj żywek, Ty to jednak Świnia jesteś.
Takie rzeczy niewidomym proponujesz i o takie rzeczy niewidomych wypytujesz!
Słuchajcie, zbliża się 19:10, dość tej pisaniny.
Dajcie znać w kom, że chociaż przeczytaliście.
Pozdrowionka i niestety nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy. Może tak, a może…

Kategorie
własne

kredyt

Dawno mnie u was nie było, nieprawdaż? Taa, będzie prawie 3 miesiące za chwilę. No i dobrze, nie mam co pisać, choć całymi dniami słyszałem w baniaku brzęczydło, „pisz”, „pisz, Ty kurwo”… ale jakoś nie miałem o czym.
Dziś przychodzę wam napisać, że prawie miesiąc temu ktoś wziął na mnie kredyt… a przynajmniej tak mi się wydawało. No bo przecież kto by się spodziewał, że gdy dzwoni do Ciebie bank, to dzwonią oszuści? Niby powinienem, bo dużo się naczytałem o tych spoofingach, czy czymś tam i pewnie jeszcze kilku innych rzeczach, no ale oni to zrobili tak profesjonalnie, takim poważnym tonem, jakby naprawdę martwili się o moje oszczędności, że wcale się nie dziwię, że starsi ludzie łapią się na te oszustwa. Sam się przecież złapałem. No ale nic, następnym razem po prostu nie odbiorę żadnego telefonu z banku i po prostu będę oddzwaniał, tak będzie najprościej i najbezpieczniej.
Dzwonili też do mnie z policji i biura informacji kredytowej, że ktoś chciał wziąć na mnie kredyt, ale oni nie mogli go udzielić, bo ten ktoś nie podał miejsca mojej pracy… trudno, żeby to zrobił, skoro jestem bezrobotny… miałem zmienić pracę, ale cóż… jak widać żadnej pracy dla ludzi z moim wykształceniem w tym kraju nie ma i nie, w pośredniaku nie byłem. Dostałbym niby te parę groszy z racji utraty pracy, ale to zbyt wiele w moim życiu nie zmieni. Trza będzie jeszcze raz zadzwonić, a potem jeszcze raz, może i następny raz i jeszcze raz kolejny… może wreszcie coś się dla mnie znajdzie.
Dodatkowo jeszcze po zalaniu (trzykrotnym) mojego biednego, zmęczonego laptopa musiałem go wreszcie oddać do wyczyszczenia, bo mi się skończyła pasta termoprzewodząca… tak tak, oczywiście, są niektórzy, który rozkleiliby tego laptopa, wyczyścili i skleili z powrotem… kozaki… ale ja się nie zamierzam podejmować czegoś takiego, bo ryzyko, że złożę go źle albo w ogóle go nie złożę jest zbyt wielkie i zbyt wiele hajsu (chuj tam, że to nie były moje pieniądze) na niego wydałem, żeby tak ryzykować… wolałem zapłacić 120 złociszy i mieć spokój. Monster+liquid=zalepione wentylatory
Nie, nie zalazłem laptopa liquidem. Zalałem go monsterem, ale co z tego? Człowiek palący, który kiedykolwiek rozkładał jakikolwiek komputer doskonale wie, co się dzieje zazwyczaj we wnętrznościach… Wszystko zaklejone, zalepione, osad… Dlatego Ci, co zwracają uwagę na piękno i estetykę (Chyba, że to to samo) swojego sprzętu proponuję im zwyczajnie rzucić palenie, o ile już zaczęli, a jeśli nie, proponuję po prostu nie zaczynać. Dużo to ułatwi, zaoszczędzi pieniądze itd., a przy 17,9 procentowej inflacji każdy grosz się liczy.
Co tam jeszcze o mojej pisaninie? Miałem ponarzekać, że niektórzy obiecywali, że wszystko się zmieni, a nadal jak im nie wytkniesz tego, co powinni zrobić to nie zrobią nic, ale szkoda mi na to czasu. Jedyne, co mogę jeszcze tu napisać to to, że nie rozumiem, czemu starsi ludzie nie mogą się zająć swoim życiem i własnym, podupadającym zdrowiem… zamiast tego wolą lampić się przez okno przez cały dzień i oceniać, bo przecież jakaś lafirynda ma za wielkie dupsko i za grube nogi, albo jakiś śmieć znów siedzi i ćpa pod blokiem i dlaczego nic z tym nie zrobi policja… Jak ma zrobić, jak wszyscy są takimi zastrachanymi, biednymi ludzikami, co to się boją wezwać służby nawet wtedy, gdy ćpun im po nocach nie daje spać, bijąc swoją matkę, grożąc śmiercią matce, psu i sąsiadce… Nic tam, trzeba się zamknąć, bo jak gówna nie czepiasz to nie śmierdzi.
Żałosne.

Kategorie
głosowe

Ktoś ma mocno nasrane we łbie

7055, SSB

Kategorie
własne

Podtrzymujemy opinie

Uwielbiam takie momenty jak ten, kiedy jedna awaria, jedno niedopatrzenie, jedna błędna decyzja kogoś zarządzającego siecią powoduje to, że żaden z pracowników1) nie może świadczyć, i tak przecież niepotrzebnych, wątpliwej z resztą jakości, nędznych usług… chociaż w sumie przecież urząd to nie usługodawca, nie udostępnia telewizji, nie rozdaje … a nie, to posiłkodawca jakiś, żywiciel uciśniętych, czy jakich tam, karmiciel pognębionych itd. Musiałby być. No, ale usługodawcą także nie jest, albo jam zbyt tępy, żeby pojąć ogrom wszystkiego, co taka instytucja swym niemożebnie przeogromnym, majestatycznym jestestwem może osiągnąć 😀

Ależ Ty dziś bredzisz, Żydek, ależ bredzisz. Ano to prawda, w końcu dawno takich śmieci nie czytaliście, więc z racji tego, że jestem pozbawiony dostępu do sieci, zresztą jak pozostałe 1800, 1900, hmm… Ile my teraz tych osób zatrudniamy, nawet nie wiem, dawno tego nie sprawdzałem, a teraz tego nie sprawdzę. No, więc z racji braku dostępu do sieci postanowiłem wreszcie się do was odezwać, moje kochane czytelnictwo. Już z pierwszych paru słów tego wpisu możecie stwierdzić, że nic się nie zmieniło… chociaż nie, może oszalałem jeszcze bardziej 😀 a i ja wam się przyznam, że chyba niestety nie macie racji. O, jest 09:13, siedzę tu już godzinę, mój komputer uzyskał wreszcie adres dhcp, także mamy jakiś progres, ktoś tam pracuje, pracuje, pracuje nieustannie, tak ciężko, by wszyscy i wszystko inne mogło wreszcie rozpocząć rozwożenie fastfoodów po rozgrzanej od słońca i piękna naszych Polskich Kobiet Warszawie… tylko kto to wszystko zje, skoro ja już i tak przeżarty jestem?

Aktualizacja 11:05: Znów2) zniknął mi przydzielony mój piękny adres IP w sieci, a już było tak dobrze, coraz więcej usług odpowiadało na moje wezwanie, coraz więcej kebabów wołało mnie, bym przyszedł je zeżreć, coraz więcej ludzi krzyczało na mnie na korytarzach, że biegam za utraconymi pakietami, by zdążyć je pozbierać w zadanym czasie i potem jeszcze dobiec do odpowiedniego kanału, żeby cisnąć nimi tam, by trafiły do odbiorcy, a potem i tak mój nadzorca, uderzając mnie młotkiem w twarz stwierdził, że connection timed out. No ale co ja mogłem zrobić, skoro tyle ludzi nagle zaczęło mi się pałętać pod nogami? W natłoku tych stworzeń już nawet nie byłem pewien, które to moje są i którymi mam rzucić w ścianę, by odeszli w zapomnienie, a którymi cisnąć w sapiący, wsysający powietrze, gwiżdżący otwór, by wylądowali na monitorach swych panów… Nie, tak się nie da pracować, słuchajcie, tak się po prostu nie da.

Aktualizacja 11:20: Ponownie wróciła mi możliwość rozejrzenia się po sieci, eh, jak tu dużo się zmieniło, ale większość usług nie odpowiada na moje wołania, nikt nie każe mi zbierać zbłąkanych idiotów i rozsyłać w miejsca, w które powinny się znaleźć, nikt nie każe mi zżerać kebabów, które na pewno już gdzieś tam sterczą i czekają, aż będą mogły dobrać się do dysków twardych i zniszczyć ich zawartość… Eh, nikt mi nic nie każe, dopada mnie stagnacja, chyba za chwilę znów się wyłączę, a tak bardzo tego nie chcę. Jest mi potrzebny kontakt z moimi przyjaciółmi rozsianymi po zakątkach tego miejsca, jest mi… Jest mi przykro. Krzyczę, krzyczę i nikt mi nie odpowiada…

11:25: Jest mi tak źle, że zaczynam mówić sam do siebie, przynajmniej ktoś mi odpowiada. Zbieram własnych idiotów, których wysyłam wszędzie wokół i dostarczam je sam sobie, bym się czuł potrzebny, tak bardzo musze się czuć potrzebny… Tworze kebaba, który zeżre mój dysk twardy, ale eset mi w tym przeszkadza, no nic, sam sobie go zjem w takim razie. Eset jest moim wrogiem, bo pożera najwięcej kebabów i nigdy nie pozwoli mi się wystarczająco najeść, ale nigdy, nigdy nie przyznam nikomu, a sobie to już w ogóle, że Eset jest lepszy ode mnie. W zasadzie to gdyby nie ja, to Eset już dawno zdechłby z głodu.

11:33: Odzyskałem dostęp do jednego węzła sieci, mogę się tam rozejrzeć, choć boję się trochę, że zostanę tam uwięziony i już nigdy nie wrócę do siebie, ale mówią, Ci, co nas wymyślili, że kto nie ryzykuje ten nie żyje, więc idę. Spróbuję się do was odezwać w najbliższym czasie, nie wiem, czy mi się to uda.

 

 

Słuchajcie, dziś pierwszy raz od nie wiem jak długiego czasu nawet zżarłem śniadanie! No, także faktycznie coś się gdzieś w tej łepetynie od tego gorąca przestawia. Myślę jednak, że niewiele osób wytrzymałoby w takich temperaturach tyle czasu, szczególnie tak grubych osób, jak oczywiście ja, stary zrzęda, sypiący stereotypami, zagorzały aprobata kobiet w kuchni… Aa, zabawne jest to, że nawet te osoby, co to niby mnie gdzieś tam znają nie wiedzą, że większość tego, co ostatnio wypisuję… Aa, yy… do tego to się chyba miałem nie przyznawać. No cóż. Trudno, czasu nie cofnę.

Co Ty gadasz, durniu? Toż możesz skasować tamtą linijkę całą… Niby możesz, ale jak to zrobisz, to cały ten i tak pozbawiony sensu bełkot straci jakikolwiek sens w nim jeszcze będący, tak więc postanawiam poinformować was właśnie o tym, a potem to już nie będzie mój problem, jak ktoś się wścieknie i stwierdzi, że takich stereotypowych, szowinistycznych, chamskich świń jak ja dawno nie widział na oczy 😀

Ale i tak tu wszyscy ślepi, więc i tak mnie nikt nigdy nie widział. No to bardzo dobrze, ale o reputację trza dbać, szanowne państwo moje. Więc jak ktoś mnie określił szowinistyczną świnią, to trzeba jak najbardziej starać się go / ją w tym toku myślowym i rozumowawczym utwierdzić, żeby już nigdy nie dało się obudzić drzemiących gdzieś przecież wątpliwości, że przecież może jednak jest inaczej, może taki nie jest, może tylko się zgrywa… Tak, moi drodzy państwo. Niewidomi nie mogą, ani mieszkać sami, ani wszystkiego, co już gdzieś kiedyś pisałem, to raz.

Kobiety do kuchni, bo tam ich miejsce, to 2.

Facet może podrywać każdą napotkaną dziewczynę, która jakimś cudem zdołała z kuchni uciec i nie ma prawa być obrzucany wyzwiskami, a tym bardziej dostać w ryj, to 3.

Każda kobieta, która postanowi skorzystać z tego, co natura dała w sposób inny, niż skutkujący zapłodnieniem, by kontynuować ród męża to dziwka, to 4.

Co tam ja jeszcze kiedyś mówiłem?

A, coś tam o równouprawnieniu, o nie, moi mili państwo. Nic takie jak równouprawnienie nie istnieje. Tylko silniejsi zdominują świat. Bo jeśli naprawdę istnieje, to kobiety won do kopalni, a mężczyźni do kuchni. No już! W końcu przecież po coś ludzie mówią, że facet gotuje lepiej!

Coś tam jeszcze… Kiedyś coś pisałem o gwałtach, no, więc jeśli kobieta prowokuje strojem, pokazuje kawałek nagiej skóry na udzie, łydce, gdziekolwiek to przecież sama woła, że jest wolna, jest chętna, a że samce to jedyny i słuszny osobnik dla samicy, nigdy nie odwrotnie, to teraz już wszyscy wiedzą, dlaczego ksiądz również nie może wytrzymać, bo go chudź dopada, ot co. Tak to wygląda, moi mili państwo.

A osoby, które nie potrafią określić swoich preferencji seksualnych dotyczących osobników, z którymi ów związek cielesny / duchowy chciałyby rozpocząć, powinno się poklepać po plecach, powiedzieć, że będzie wszystko dobrze, dać im prawo do adopcji dzieci, bo tylko to zbuduje tolerancyjną Polskę, moi mili państwo. Tylko to.

Dobrze, i tym optymistycznym akcentem, chciałbym zakończyć ten wpis. Kto ogarnie, ten ogarnie. Bardziej naprowadzał nie będę 😛

Do usłyszenia w następnej transmisji o porze ściśle nieokreślonej, na tej samej częstotliwości!

Kategorie
własne

chłód

Podążasz za psem w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie wiesz przecież, przecież nigdy wcześniej Cię tu nie było, co twój nowy przyjaciel chce z Tobą zrobić. Nie boisz się jednak. Czujesz szczęście, że przestałeś być tu sam. Ale cóż skłoniło psa, żeby do Ciebie podszedł? No jak to, przecież wszystko jest stworzeniem stadnym… Wszystko pragnie kogoś innego u boku, pies to też stworzenie duchowe.

Idziecie przez las, w którym drzewa rosną tak wysoko, że nie potrafisz wzrokiem sięgnąć ich czubków. Może nie powinieneś próbować tego robić? Pies zdaje się zbliżać coraz bliżej Ciebie, już nie biega merdając ogonem wokół, teraz, niczym zadbane, potulne zwierzątko domowe trzyma się blisko Twojej nogi, ciągle węsząc, jakby próbował coś znaleźć. Może szuka drogi?

Ale po co miałby to robić? Przecież idziecie bez celu, tak Ci się przynajmniej wydaje. Zauważasz po chwili, że las zaczyna się przerzedzać. Śpiew ptaków1) rozbrzmiewający dotąd przez cały czas cichnie lekko, całkowicie jednak nie znika. Większość ptactwa jednak zostaje za wami. Na szczęście słońce jeszcze nie zaszło. Przecież nie wiesz, ile już przeszliście i ile czasu minęło. Zresztą, kto by się tym przejmował? Nie liczy się czas. Liczy się istnienie. Wyrzuciłeś już dawno myśli o doczesnym świecie z… No właśnie, z czego? Przecież nie z głowy… Całym sobą możesz więc chłonąć nie skalane ludzką stopą piękno tego miejsca, podziwiać, a nawet bać się trochę dzikości tego miejsca, wdychać świeże, czyste powietrze, które, jak zauważyłeś jakiś czas temu, tak naprawdę wcale nie jest Ci do niczego potrzebne. Świeże, rześkie powietrze. Zaraz… Rześkie powietrze? Przecież przed chwilą…

To dzieje się nagle, niespodziewanie, nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Wszechogarniający bezwład. Nie możesz ruszyć ręką, nie możesz ruszyć nogą i nawet świadomość tego, że nie jest Ci to do niczego potrzebne, bo przecież nic Ci się nie może tu stać nic Ci nie daje. Zaczynasz panikować, a pies u Twego boku zaczyna się kulić i patrzeć w stronę, z której przybyliście. Ale co możesz zrobić, przecież nie możesz się ruszyć…

Drugie uderzenie zaskakuje Cię w niemniejszym stopniu, niż to pierwsze, jest jednak inne. Delikatne, lodowe igiełki przemieszczają się po Twoim ciele, jakby szukały miejsca, w które mogą się wbić z pełną mocą, by odebrać Ci wszystko to, co dobre, ostatni gram ciepła, jaki Ci pozostał, który sprawia, że w ogóle możesz żyć… Wzdrygasz się i próbujesz ruszyć choć małym palcem prawej ręki… To nie był jednak dobry pomysł. Zimno. Mróz ogarnia Twoją rękę, jakbyś każdy milimetr skóry włożył we fragmenty lodu i obłożył tak dokładnie, że każda, najmniejsza nawet drobinka dotyka osobnego fragmentu Twojej skóry. TO jest jednak coś innego. Przecież wkładając dłoń do lodu po chwili przyzwyczajamy się do tego chłodu… Nie tu. Igiełki robią się coraz zimniejsze i zimniejsze. Z szoku przewracasz się i wtedy rozpełzają się po całym Twoim ciele. Ostatni raz próbujesz się skupić na tym cieple, które miałeś, które przecież potrafisz wytworzyć, jeśli masz kogoś obok siebie, kogoś, kto Cię potrzebuje, kogoś, kogo Ty potrzebujesz. Słyszysz straszliwy płacz psa. Nie możesz skupić wzroku… Nie możesz wyczuć jego myśli, nie możesz nic. Ta chwila skupienia kosztuje Cię bardzo wiele i nie potrafisz już dłużej wytrzymać, próbujesz się wyłączyć. Lodowe igiełki zaczynają dźgać ze zdwojoną mocą, zimno rozdziera Cię na strzępy, nie masz siły płakać, nie masz siły krzyczeć, nie masz siły nawet oddychać, choć już wiesz, że nie jest Ci to do niczego potrzebne.

***

Wstajesz rano wściekły, sam nawet nie wiesz z jakiego powodu. Wychodzisz z pokoju trzaskając drzwiami i jakoś mało Cię interesuje to, że Twoja dziewczyna smacznie sobie śpi… Zawsze starasz się Jej nie budzić, jednak nie tym razem. Wychodzisz z pokoju i idziesz do kuchni poszukać czegoś do zjedzenia… Jednak nic nie ma.

„No tak… – myślisz. – znów nic nie ma”.

To nie jest jednak ważne. Wyglądasz przez okno i znów widzisz to przeklęte słońce, które Cię tylko drażni. Wychodzisz do pracy, warcząc i wrzeszcząc na każdego, kto Ci dziś staje na drodze. Nie całujesz Jej na dobranoc, bo i po co? Poradzi sobie doskonale. W pracy zaś wcale nie jesteś lepszy. Wyzłośliwiasz się na współpracownikach, doprowadzasz do płaczu współpracownice i generalnie to jesteś jakiś strasznie nieznośny. Odprawiasz jakąś młodą dziewczynę, świeżo zatrudnioną zapewne, nie wiesz właściwie po co do Ciebie przyszła… Wybiega z oczami pełnymi łez z Twojego gabinetu… Oj, nie jesteś dziś do życia.

 

 

Cóż by było bez przeciwieństw na tym świecie? Można by rzec, że byłoby pięknie i cudownie. Tylko miłość. Tylko ciepło, tylko uśmiech, tylko szczęście. Nie da się tak jednak. Są chwile, w których człowiek ma w sercu tylko lód, zachowuje się strasznie, krzywdzi i rani wszystkich wokół, a przyjaciele i rodzina zapewne zastanawiają się, choć nie zawsze tak jest, co konkretnego się stało. Możesz wszystko stracić postępując w ten sposób. Pamiętaj, że niczego nie ugrasz siłą, krzykiem czy innym rodzajem przemocy. Możesz tylko stracić. A Ty, który widzisz, że coś się dzieje komuś z Twoich bliskich, okaż mu kawałek ciepła, tak przecież nam potrzebnego do pełni szczęścia… I choć będzie się rzucał, po czasie dostrzeże Twoje starania i zrozumie, o co tak właściwie Ci chodzi, a gdy już mu przejdzie doceni to, co dla niego zrobiłeś

Kategorie
własne

O jak to dawno było

A, dobra, zacznę sobie to pisać już teraz. W sumie przecież i tak nie mam co ze sobą teraz zrobić, a dawno do was nie pisałem, moje szanowne czytelnictwo.
Czytałem sobie dziś interesujący artykuł, w sumie to on raczej dotyczył czegoś, co nie wszystkich interesuje, bo ekologiczności samochodów… I okazało się, ze samochody elektryczne są mniej ekologiczne niż diesle. Ale czegoś innego się spodziewaliście? Przecież akubusy i tak kiedyś trzeba wymienić… A co zrobisz z tymi, które z tego samochodu wyciągniesz? Gdzie je oddasz? Na śmietnisko? A ze śmietniska dalej pójdą gdzie? No, będą sobie leżeć, będzie dobrze i elegancko, śmietnisko zasypane samymi akumulatorami… A jak ja proponowałem wszystkim, żeby cały śmietnik z ziemi wypieprzyć na niewidoczną stronę księżyca to nikt mnie nie słuchał. Nie, bo się badań zachciało. 😀
No nie, naszego pięknego księżycka zagłuszać, znaczy zaśmiecać absolutnie nie wolno. Bo kto tam posprząta? Tam to tego raczej nie zrobi nikt. Ale z racji, że się na ekologii kompletnie nie znam, tak więc przestanę teraz te brednie opowiadać, bo jeszcze mniej ekologiczne by się okazało w rzeczywistości wypieprzenie wszystkich ziemskich śmieci w kosmos… Możemy spłonąć, proszę państwa, a raczej się udusić. Ale może to i lepiej, przynajmniej dla niektórych. Mniej gwałcicielstwa będzie na świecie generalnie.
Hm, jak ja nienawidzę facetów… Facetów i ich przerośniętego kutasizmu, moi drodzy przyjaciele. Odnoszę się teraz do sprawy tej Ukrainki, co to Ją ponoć ktoś w WRO zgwałcił… Myślę, ze to jednak prawda, bo ludzie to idioci. Nie wiem, może jak sam zacznę gwałcić zbiedzone 19letnie uchodźczynie to może i mi się to spodoba i sam będę chciał robić to już nie tylko z uchodźczyniami, ale także i z każdą Polką, jaką napotkam na swej drodze? Może to być starsza zakonnica, piejąca niczym kogut z samego rańca do swego Boga, który patrzy na nią w dół ze swego tronu i rży jak szaleniec z naszych, ludzkich niepowodzeń, żałosnych próśb i idiotycznych problemów… Może to być dziesięcioletnia dziewczynka, uciekająca przed swoim tatusiem, którą zdążę pochwycić za kudły i wciągnąć gdzieś do rowu, by zaspokoić swe żałosne żądze, nieważne, że w ten sposób tylko można zrujnować komuś życie całe, przecież to się nie liczy! Przecież ja jestem najważniejszy! Może to być starsza pani, wyprowadzająca swego Jorka, którego najchętniej sąsiedzi wrzuciliby sobie do rosołu, żeby już tak nie jazgotał po nocach, o porankach i popołudniami, może wrzucę ją do piwnicy, wejdę tam za nią, wepchnę jej szmatę do gęby i zrobię to, co do mnie należy, czego tak bardzo pragnę i co mi się tak bardzo podoba, bez czego żyć nie mogę… A może to będzie mały chłopiec, grający w piłkę ze swoimi koleżkami gdzieś pod blokiem, może wykopię mu tą piłkę gdzieś daleko, może mu powiem, że mu ją dam, jak tylko ze mną wejdzie na dach tego bloku, pod którym gra z koleżkami w tą piłkę, może tam zedrę z niego łachy, wezmę pręt żelazny i zniszczę mu odbyt, roztrzaskami jądra i odetne penisa nożem… A potem wbiję mu ten nóż w oko… A na sam koniec zrzucę go z dachu.
Tak, moi drodzy. Ludzie są niepoważni. Jak masz jakiś problem z panowaniem nad swoimi seksualnymi, zwierzęcymi potrzebami, to zamów sobie panią na całą noc. Zapłacisz, ale jak się postarasz, to będziesz miał dość seksu na całe życie, idioto.
No… Może nie aż na tyle, ale na dobrych parę dni. Szczególnie, jak Ci to i owo w połowie odgryzie. Tak, właśnie tak się z takimi powinno robić, moi drodzy przyjaciele. Mniej takiego elementu na świecie, to i ludzie bezpieczniejsi i świat piękniejszy.
Ale chyba idąc takim tokiem rozumowania, to i mnie powinno się… Hm, co się ze mną… no, może powinno się mnie zadźgać w jakimś zaułku. Nie byłoby idioty, który by wam tu takie brednie pisał. No, ale dawno do was nie pisałem! Przecież za mną tęsknicie! … E… A może jednak nie? Może już wam nie jestem potrzebny? ;(
Myślę, ze jednak jestem, bo może mi się czasem coś śmiesznego uda napisać, tak jak o tej świni w „najpiękniejszym dźwięku świata” ja nie wiem, dlaczego wam ten dźwięk się nie podoba. Przecież on jest taki radosny.
Tak z mojego życia, jedną rzecz, jaką mogę wam powiedzieć to to, że nadal sobie czekam na przenosinki… Ahh, jeszcze sobie na nie długo poczekam. To nie nastąpi w najbliższym czasie, albo nie nastąpi nigdy. Ale spokojnie, ja mam czas, choć odnoszę wrażenie, że się trochę jednak marnuję, ale to chyba nie ma żadnego znaczenia… dla ogółu społecznego przynajmniej. Tym optymistycznym akcentem 2 miesiące później kończę ten wpis, znaczy ten tylko dopisek, bo jak sobie dziś przeczytałem, to ten wpis ogólnie jakiś taki ładny się być wydaje. Tak więc nie zawracam już dziś dupy i oby do następnego, choć ostatnio znów piszę coraz mniej.

EltenLink