Kategorie
własne

2 światy

Po pół roku ciężkiej pracy każdemu należy się kawałek urlopu. Jedni wracają z Niemiec, drudzy z Anglii, wszyscy mamy okazję się spotkać, jak co roku raz do roku, trochę wychillować, coś się poopalać, bo to lato. Znaleźliśmy ciekawą miejscówkę. Będzie grill, zimne piwko, trochę czegoś mocniejszego, jeziorko, parę piłek i te sprawy. Normalnie przyjeżdżamy na miejsce jakoś po południu, trza jechać zrobić zakupy. Wiadomka, kiełba na grilla, karkówa, trochę tego Zimnego piwka, które w sklepie może być i ciepłe, jakie to ma znaczenie, to przecież nie XIX w. wszystko można schłodzić, trza tylko odrobinę prądu.
Dojeżdżamy na miejsce. Miejscówa całkiem spoko, chatynka całkiem nie złą, jest nawet klima, żyć nie umierać. Rozpakowujemy śmieci i idziemy pokopać… Chuj tam, że niektórym się nie chce. Dobry wypoczynek to też aktywny wypoczynek. Jakieś piwko na rozgrzewkę i dawaj na trawnik, nie tam w jakiś balet.
Jak się nam znudzi, to pogramy w jakieś zgadywanki, wymyślanki czy inne dziwne gierki. Ot np. jedna osoba wymyśla jakieś słowo, następna po niej dodaje kolejne, pasujące lub nie i wychodzą z tego różne, czasem dzikie, często śmieszne rzeczy. Sztywniaki z zachodu mówią, że to siara, ale pozostali bawią się dobrze. Jak już to się znudzi, mamy jakieś monopoly czy inne takie.
Następnego dnia idziemy nad jeziorko. Pogoda raczej kiepska, słońce gdzieś tam się przebija przez chmury, mogłoby być cieplej, ale jebać. Woda w jeziorku całkiem przyjemna, spoceni po siacie możemy się przepłynąć… zresztą, ktoś czasem w piłę nie trafi, to i wyłowić z wody ją trzeba.
Po jeziorku wracamy na chatkę, trza grillować dalej, co nieco mięska zostało z wczoraj. Piecyka przy saunie już nie odpalamy, za to mamy własne jacuzzi. Wodę możemy nagrzać do pasującej nam temperatury, starczy kilka polanek. Dziewczyny ośmielone nieco krążącymi we krwi procentami zaczynają odstawiać jakieś wygibasy, spoko się na to patrzy. Niektórzy zmęczeni po całym dniu i dniu poprzednim idą na wieczorną drzemkę, wstają tuż przed ogniskiem, które rozpalamy późnym wieczorem, co by resztę kiełby i pianek upiec…
xxxxxxxxxx
Hotel już załatwiony, trzeba się nieco odmóżdżyć po tym ciężkim okresie pracy. Szkoda, że mamy tylko jedną osobę słabowidzącą, może być logistycznie ciężko ogarnąć, ale damy radę. Jak zwykle każdy dojeżdża we własnym czasie, najważniejsze, że jednego dnia. Trochę wódy przywieźliśmy od siebie, co nieco udało się kupić gdzieś na miejscu, zaczynamy wypoczynek. Na dworze 30 stopni, dobrze, że klima jest w hotelu. Chociaż przy 8 osobach w jednym pokoju nawet i ona nie bardzo daje radę.
Wybralibyśmy się gdzieś na miasto, ale z racji, że mamy tylko jednego cokolwiek widzącego, może być to nieco utrudnione. Choć niektórzy chojraczą, że damy radę, bo oni samodzielni są i mogą iść za albo w ogóle to przed, przecież są nawigacje i inne sprawy. No nic, trza spróbować. A w sumie chuj z tą restauracją, fajka lepsza. Znaleźliśmy jakiś bar w centrum. Jakoś się dowlekliśmy na miejsce dwoma taksówkami, jakoś odnaleźliśmy i dawaj w balet. Głośna muzyka nieco przeszkadza w rozmowie, ale o czym tu gadać? Dziewczyny chcą potańczyć, więc poszliśmy obok coś pokicać, a co! DJ całkiem niezłe sety skręcał, po co ciągle siedzieć na dupie, przecież to można robić w hotelu.
Po trzeciej zawijamy z powrotem na kwaterę, nieco uszczęśliwieni, niektórzy wytańczeni i chętni na dalszą zabawę. Na szczęście mamy jeszcze trochę schłodzonego trunku i nieco żarcia, można dalej kontynuować imprezę.
Xxxxxxxxxx
Stojąc gdzieś na pograniczu obu światów, nie wiedząc, do którego mi bliżej czuję się… nieco dziwnie. Z jednej strony fajnie byłoby umieć ogarniać rzeczywistość, odpalić se grilla, podgrzać wodę w jacuzzi paląc w piecyku, ogarnąć se saunę… Pierwszym problemem jest dojazd do takich miejsc. Sam widziałem takie jedno i bez samochodu ani rusz. Nie widziałem tam żadnych autobusów, zresztą bez internetu, bo tam prawie zasięgu nie było, to ciężko tak naprawdę cokolwiek.
Z drugiej strony bujanie się po hotelach, łażenie po barach… tak naprawdę to w sumie po co mi to? Bary są w miejscu zamieszkania, a i przynajmniej za dojazd bym nie płacił. Z trzeciej strony może i by się chciało poczuć jak te kilka lat wstecz.
Różnice między tymi światami pozwoliły mi nieco bardziej zrozumieć np. osobę, która traci wzrok lub straciła go całkiem niedawno i nie może się odnaleźć. Z jednej strony wsparcie od nas, takich samych jak On/a coś pomaga, z drugiej strony uświadamia sobie, że wielu rzeczy już nie zrobi. Znajomi, bo nie mówię o przyjaciołach, którzy odzywali się kiedyś zabierając taką osobę na jakikolwiek wyjazd jak w 1. gdzieś tam podświadomie zawsze będą miały to, że „aaa, on będzie potrzebował pomocy”, albo „aaa, znowu nas spowalnia”, albo „Brakuje nam ósmego do siaty, ale…” Z drugiej strony On/a zawsze pomagał/a w rożnych powiedzmy obozowych sprawach. A to rozpalić grilla czy przypilnować, żeby nie zgasł, a to upiec kiełbę czy karkówę na tym rozpalonym grillu, a to porąbać polanek do pieca, żeby nagrzać jacuzzi czy saunę, a to przygotować i rozpalić ognisko… Nie każdy w takim momencie życia będzie mógł i będzie w stanie sobie pozwolić na to, żeby świadomie ryzykować. Bo co z tego, że pamięta, jak to robił, skoro prawdopodobnie będzie musiał się wykłócić, że może to zrobić, albo wytłumaczyć, że przecież nie jest to takie straszne, a i tak jest dość spore prawdopodobieństwo, że ktoś albo będzie patrzył mu/jej na ręce, albo i tak po nim/niej poprawi.
W sumie nawet mnie to czasem boli, gdzieś na jakimś wyjeździe, że tak naprawdę to niewiele możesz pomóc, przez co tak naprawdę sam też nie wiele jesteś w stanie się nauczyć, bo 1. Nie ma na to czasu, 2. Nikomu nie musi się chcieć Ci wszystkiego pokazywać.
Ale znajdą się tacy, co mi powiedzą „Oo, wow, widzisz takie rzeczy… A tego, że Ci się zaczęło jebać w życiu już nie zauważyłeś” wtedy im powiem, że nawet mają rację. Niech tylko się zastanowią, czy sami przypadkiem nie przegapili jakiejś subtelnej zmiany w ich życiu, i czy to im się zaraz coś nie zjebie.
Jeśli ktoś czuje się skrzywdzony opisem świata biednych niewidomych, przykro mi. Chodziło oczywiście, o nakreślenie skrajności, żeby dobrze zobrazować to, co chciałem przekazać. Wiadomo, że są tacy, co spędzają wakacje inaczej, np. chodzą po górach ze znajomymi czy kimś tam, drudzy wylatują sami gdzieś do obcego kraju coś pozwiedzać… ale pewnie nie udałoby mi się osiągnąć tego, co może mi się udało osiągnąć 😛
Do następnego albo nie.

6 odpowiedzi na “2 światy”

Właśnie tego mi zawsze brakowało. Pograć w piłę, rozpalić grilla i dopilnować tego i owego, zaplanować wycieczkę jakimś szlakiem, posprzątać np. Stół, nie wywracając tym samym wszystkiego, co to na nim stoi, bo na wyczucie to się generalnie da, ale jakaś samotna zabłąkana szklanka czy tam butelka stoi, i chcąc nie chcąc zawsze coś przewrucisz. Co do opcji z klubami, nie miałem nigdy okazji łazić z grupą ślepców po takich miejscach. Jeśli już kluby, to z Widomstwem. Gdzieś tam coś człowiek tańcować próbował, ale to nie jest mój klimat, i czółbym się tam jakoś obco. O ile w jakiejś miejscówce potrafię być duszą towarzystwa, o tyle w klubie zwyczajnie ginę.

Mówiłem akurat o jakichś szisza (Czy jak tam się to pisze) barze. Znam ze 2 takie, gdzie w jednym pomieszczeniu jarasz, a w pomieszczeniu obok tańczysz.

Krzyczy się na mnie, że nie czytam, daje więc znać, że to nieprawda. 🙂 DO samego w sobie tekstu chętnie się odniosę, ale to jutro. 😀

Skomentuj zywek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink